Pierwsze liście opadają z drzew,
Przewiały szumy letnie,
Czarna gałąź, sterczący krzew,
Kiedyż niebiosa przetnie?
Na zmierzchowo oddalony świat
Źrenice patrzą pustsze,
Nikły profil u szyby zbladł,
Jak w popielatem lustrze.
Nie wyciągaj daremnie rąk
Ku rozpostartej dłoni:
Srebrna nić z pokoszonych łąk
U szczupłej igra skroni!