Świat jest głupi; daję słowo;
Dziwią się w gazecie,
Że jakiś profesor, głową,
Wsławił się na świecie.
Ja jeszcze przed ośmiu laty
Bywałem faktorem,
A dziś mam miljon intraty,
I dziesięć wsi z borem.
Bo proszę, niech mi kto powie,
Co to jest nauka?
Mówić to, co siedzi w głowie,
To niewielka sztuka;
Niech sobie co chcą gadają,
A trudniejsze role
Tych, co niby rozum mają
Wyprowadzić w pole.
Pisać książki! wielka heca!
Człowiek pióro bierze,
I usiadłszy koło pieca
Jeździ po papierze.
Ja, ja gdzie się tylko ruszę,
To mam ciężką pracę,
Ja wszystkich oszukać muszę,
Bo inaczéj tracę.
Uczony! co mi uczony!
Co po téj robocie?
Czy on ma jakie miljony,
Albo chociaż krocie?
Za co sławny? że naskrobie
Tom jakichś oracyi?
Ja sto tysięcy zarobię
W jednéj licytacyi!
Czy on ma choć dwa pałace,
Takie jak ja cztery?
Złote wazy, srebrne tace,
I kamerdynery?
Ja jego widział z wytartą
Na łokciach kapotą,
Z nim nawet gadać nie warto,
On chodzi piechotą!
Aj! aj! kto go taki chwali?
Kto taki? kto taki?
Oni chyba zwarjowali
Te wszystkie pismaki!
Mnie sam książe hrabia przecie,
Kłania się i ściska!
A nigdy niema w gazecie,
Mojego nazwiska!
Ach! jakby to miło czytać,
Goldberg i pochwały!
Ztąd nawet dałby się schwytać
Czasem zysk niemały.
Muszę posłać trzy tysiące,
Na kraj wygłodzony;
Zaraz będą pisać brzmiące
O mnie fejletony.
Że jestem pełen zasługi,
Wielki i ofiarny;
Potem znów dam, raz i drugi...
Będę popularny!
I może być, miasto które,
Aj! daj! panie Boże!
Wystawi dla mnie figurę!
To bardzo być może.