— Mężu! Staś płacze jeszcze!
— Boś chłopca rozpuściła!
— Przecież ja go nie pieszczę!
— Bodaj to prawda była!
— Wszak go ganię czasami!
— Nigdy, ani troszeczkę!
— Otoż i mamy sprzeczkę!
Dobrze, że jest tu z nami
Pan Alfred; niech osądzi,
Kto z nas winien, kto błądzi.
— Cóż nam pan Wiktor powie?
— Mówiła mi Malwinka,
Że państwo Adamowie
Skłócili się o synka.
Słyszała od Alfreda;
Ale jak się skłócili,
Ledwie że się nie bili!
Pan Alfred zbladł jak kreda!
Bo był wzięty na sędzię,
Niewiadomo co będzie.
— Jakże panno Zenejdo?
— Adam i Adamowa
Z pewnością się rozejdą;
Sprawa na wpół gotowa;
Wzywano adwokata,
Męża czy żony wina,
Nie wiem, poszło o syna,
Doprawdy, koniec świata!
Tak mi mówiła Dora,
Siostra pana Wiktora.
— Usiądźmy Pawle — w chłodzie,
Mam dla ciebie nowiny:
Adam już po rozwodzie,
Biedne te ich dzieciny!
Ona jest już u matki...
Ktoś tu idzie... we dwoje...
Adamowie! oboje!
Pod rękę! z nimi dziatki!
No i proszę ja kogo?
Jak ludzie tak łgać mogą!