Chcesz wierszyka? — i o czym?
O tym — zawsze uroczym —
O miłości zaśpiewać ci muszę.
Ty mnie słuchaj dzieweczko,
I z batystu chusteczką
Łzy ocieraj, jeżeli cię wzruszę. —
Było dwoje: on — ona —
Nie mąż, ani nie żona —
A przymknięte w pokoju drzwi były. —
Ona — lekka i płocha,
On — na tego, co kocha
Za poważny i nieco otyły. —
Był wzruszony, a przy tym
Patrzał na nią z zachwytem,
Jak w anielskie urocze widziadła, —
Czekał długie godziny
Na spojrzenie dziewczyny
Aż spojrzała raz — ale w zwierciadła —
Potem drżący, nieśmiały
Dotknął rączki jej małej —
Pocałować chciał rączkę w pokorze;
Lecz je szybko cofnęła,
I zdąsana szepnęła:
„Co pan robisz? — zobaczyć kto może“. —
Więc się musiał zrzec ręki;
Ale prosił panienki,
By choć rzekła: czy kocha go ona?
Czekał drżący słóweczka — —
Aż otwarła usteczka;
Lecz otwarła, — by ziewnąć znudzona. —
Więc się zerwał ze stołka,
I pożegnał aniołka,
I pożegnał na zawsze bez mała.
Że odchodził tak gniewnie,
Miałby burę zapewnie,
Gdyby nie to — że panna już spała. —
I tak cicho, cichutko
Romans skończył się krótko
Bez wymówek, bez skarg i bez listów.
Cóż? — nie płaczesz? — O! pani!
Choć dla niego, nie dla niej
Przetrzyj oczy chusteczką z batystów.