W klasztorze cisza po dziennym znoju,
Słońce się chyli w zmierzchów dal siną,
Wietrzyk szeleści liśćmi powoju,
Długie godziny płyną a płyną.
Wyszedł z swej celi mnich ogorzały,
By tu odpocząć wśród cieniu drzewa,
Już chłód wieczorny stłumił upały,
W ogrodzie słowik swe trele śpiewa.
Zakonnik obszedł zakątek wonny,
Podlewa kwiaty i zrywa róże,
By niemi wieńczyć głowę Madonny,
Poprawia lampkę wiszącą w górze.
Potem z różańcem w alejach chodzi,
Przesuwa ziarnka jedno za drugiem,
Modlitwa płynie — mnich wzrokiem wodzi,
Jakby czas mierzył wspomnieniem długiem.
Wieczór się zbliżył, mrok pada szary
A z nim tęsknica bólem ogromna...
Czasem zaskrzypią stare konary,
Mgła się unosi biała, bezdomna.
Mnich na dębowej odpoczął ławie,
Kreśli gałęzią jakby bezwiednie
Litery różne w dumań zabawie,
Czyżby przyszłości snuł przepowiednie?
Pisze i kreśli przeróżne słowa,
W pamięci szuka wspomnień wyrazu,
I znowu duma... Nagle myśl nowa
Objęła wszystkie myśli od razu,
I „Pax“ na piasku wyrył głęboko.
Marzy i marzy smutny i cichy,
Żadne go ludzkie nie śledzi oko,
Wiatr piasek zrówna nim przyjdą mnichy.
1 w tej zadumie siedzi schylony,
Za chwilę księżyc wyjrzy z za chmury,
Dzwonek na wieży dźwięcznemi tony
Na pacierz woła w klasztorne mury.
Krótka zazwyczaj chwila spokoju,
Dzień prawie każdy tyle trosk mieści,
Że trzeba wiele hartu wśród znoju,
By przeżyć wszelkie życia boleści.
Umilknął dzwonek, dzień dobiegł końca,
Zamkły się kwiatów wonne kielichy,
Zbudzi je rankiem złoty blask słońca,
Co na pacierze przywoła mnichy.
Królowa nocy roztacza cienie,
Zawodów ludzkich przycichły zgrzyty —
Sen na czas krótki koi cierpienie...
Na piasku tylko „POKÓJ“ wyryty...
Źródło: Moje pieśni, Maria Paruszewska, 1934.