Podczas pobytu w Rzymie

A mio amico

Idole‎ ‎d’un‎ ‎coeur‎ ‎juste‎ ‎et‎ ‎passion‎ ‎du‎ ‎sage,
Amitiś!‎ ‎que‎ ‎ton‎ ‎nom‎ ‎couronne‎ ‎cet‎ ‎ouvrage,
Qu’il‎ ‎preside‎ ‎a‎ ‎mes‎ ‎vers‎ ‎comme‎ ‎il‎ ‎regne‎ ‎en‎ ‎mon‎ ‎coeur
Tu‎ ‎m’appris‎ ‎a‎ ‎connaitre,‎ ‎a‎ ‎chanter‎ ‎le‎ ‎bonheur.
Wolter
.

Świat‎ ‎taki‎ ‎piękny‎ ‎—‎ ‎Rzym‎ ‎stary‎ ‎wspaniały,
Gasnące‎ ‎słońce‎ ‎złoci‎ ‎wieżyc‎ ‎szczyty,
Wszystko‎ ‎mi‎ ‎nowe,‎ ‎choć‎ ‎wiekami‎ ‎stare,
Rozbudza‎ ‎w‎ ‎duszy‎ ‎podziwu‎ ‎zachwyty!
I wielbić‎ ‎muszę‎ ‎wszechpotęgę‎ ‎Boga,
Niebios‎ ‎lazury‎ ‎i‎ ‎te‎ ‎cuda‎ ‎wkoło,
Wnikam‎ ‎w‎ ‎to‎ ‎życie,‎ ‎tu‎ ‎nad‎ ‎Tybru‎ ‎falą,
‎I‎ ‎cichy‎ ‎smutek‎ ‎zasępia‎ ‎mi‎ ‎czoło,
Czemu‎ ‎tu‎ ‎ciebie‎ ‎niema,‎ ‎choć‎ ‎na‎ ‎krótko?
Radość‎ ‎mą‎ ‎żywą‎ ‎przeczułyby‎ ‎skały,
‎Zieleń‎ ‎wonniejszą‎ ‎byłaby‎ ‎i‎ ‎kwiaty,
Słońce‎ ‎jaśniejsze‎ ‎—‎ ‎piękniejszy‎ ‎Rzym‎ ‎cały.
Aleby‎ ‎szczęścia‎ ‎snadź‎ ‎było‎ ‎za‎ ‎wiele,
To‎ ‎też‎ ‎nas‎ ‎dzielą‎ ‎pasma‎ ‎gór‎ ‎i‎ ‎rzeki,
I‎ ‎taka‎ ‎przestrzeń‎ ‎tysiącznych‎ ‎mil‎ ‎dzieli,
I‎ ‎Jakby‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎nas‎ ‎sprzysiągł‎ ‎świat‎ ‎daleki.
Nawet‎ ‎gdym‎ ‎w‎ ‎kraju,‎ ‎widzimy‎ ‎się‎ ‎rzadko,
Krótko,‎ ‎przelotnie‎ ‎—‎ ‎plącze‎ ‎się‎ ‎rozmowa,
Tyle‎ ‎tematów‎ ‎porusza‎ ‎się‎ ‎żywo,
W‎ ‎starej‎ ‎przyjaźni‎ ‎proste‎ ‎płyną‎ ‎słowa.
A‎ ‎że‎ ‎z‎ ‎latami‎ ‎wzrosła,‎ ‎spotężniała,
W‎ ‎olbrzymie‎ ‎kształty‎ ‎zbiegły‎ ‎się‎ ‎wspomnienia,
Pamięć‎ ‎ma‎ ‎wdzięczna‎ ‎wprost‎ ‎dąży‎ ‎do‎ ‎ciebie,
‎I‎ ‎kreślę‎ ‎tutaj‎ ‎doznane‎ ‎wrażenia.
‎Ruch‎ ‎wielkomiejski‎ ‎w‎ ‎swe‎ ‎koło‎ ‎mnie‎ ‎wprzęga,
Chcąc‎ ‎nie‎ ‎chcąc‎ ‎orszak‎ ‎powiększam‎ ‎olbrzymi,
Czasem‎ ‎wspomnienie‎ ‎z‎ ‎piersi‎ ‎się‎ ‎dobywa,
To‎ ‎znów‎ ‎konieczność‎ ‎przykuwa‎ ‎do‎ ‎ziemi!
Jestem‎ ‎więc‎ ‎tutaj‎ ‎wśród‎ ‎zabytków‎ ‎sztuki,
Zwiedzając‎ ‎świątyń‎ ‎odwieczne‎ ‎sklepienia,
Rzeźby,‎ ‎obrazy,‎ ‎z‎ ‎marmurów‎ ‎pałace,
‎Cmentarze‎ ‎ciche,‎ ‎gdzie‎ ‎cyprysów‎ ‎cienia
Strzegą‎ ‎umarłych‎ ‎przed‎ ‎słonecznym‎ ‎żarem,
By‎ ‎ich‎ ‎mogiły‎ ‎zostały‎ ‎zielone,
By‎ ‎tutaj‎ ‎słowik‎ ‎był‎ ‎stałym‎ ‎mieszkańcem
I‎ ‎bluszcz‎ ‎się‎ ‎tulił‎ ‎aż‎ ‎pod‎ ‎drzew‎ ‎koronę.
Na‎ ‎Camposanto‎ ‎pół‎ ‎dnia‎ ‎mi‎ ‎ubiegło,
Czytając‎ ‎różne‎ ‎na‎ ‎pomnikach‎ ‎daty,
Prośby‎ ‎na‎ ‎krzyżach‎ ‎o‎ ‎modlitwy‎ ‎słowa,
Lub‎ ‎o‎ ‎westchnienie‎ ‎—‎ ‎to‎ ‎o‎ ‎świeże‎ ‎kwiaty.
Ten‎ ‎co‎ ‎się‎ ‎o‎ ‎nie‎ ‎z‎ ‎za‎ ‎grobu‎ ‎domaga,
Musiał‎ ‎za‎ ‎życia‎ ‎być‎ ‎niemi‎ ‎wieńczony,
‎Na‎ ‎grobie‎ ‎lira‎ ‎—‎ ‎śpiewak‎ ‎lub‎ ‎poeta?
Co‎ ‎ludziom‎ ‎śpiewał‎ ‎i‎ ‎przez‎ ‎nich‎ ‎wielbiony,
Dziś‎ ‎jeszcze‎ ‎pragnie,‎ ‎by‎ ‎na‎ ‎jego‎ ‎grobie
Przyjazna‎ ‎ręka‎ ‎kwiaty‎ ‎położyła,
Ten‎ ‎znak‎ ‎czci‎ ‎niemej,‎ ‎co‎ ‎po‎ ‎wszystkie‎ ‎czasy
l‎ ‎Wasze‎ ‎to‎ ‎skronie,‎ ‎artyści,‎ ‎zdobiła.
—‎ ‎U‎ ‎wrót‎ ‎cmentarnych‎ ‎dziewczyna‎ ‎siedziała,
Przeróżnych‎ ‎kwiatów‎ ‎kosze‎ ‎miała‎ ‎całe,
Zaschłe‎ ‎i‎ ‎świeże,‎ ‎co‎ ‎wonią‎ ‎nęciły,
Wzięłam‎ ‎granaty,‎ ‎tuberozy‎ ‎białe,
I‎ ‎odszukawszy‎ ‎ów‎ ‎grób‎ ‎na‎ ‎uboczu,
Zerwałam‎ ‎z‎ ‎drzewa‎ ‎gałązki‎ ‎laurowe,
‎A‎ ‎zespoliwszy‎ ‎je‎ ‎w‎ ‎barw‎ ‎naszych‎ ‎wieniec,
‎Ze‎ ‎czcią‎ ‎złożyłam‎ ‎na‎ ‎zmarłego‎ ‎głowę
‎Tuż‎ ‎obok‎ ‎krzyża,‎ ‎który‎ ‎o‎ ‎nie‎ ‎prosił.
Listek‎ ‎laurowy‎ ‎na‎ ‎pamiątkę‎ ‎wzięłam,
Bo‎ ‎może‎ ‎tutaj‎ ‎nigdy‎ ‎nie‎ ‎powrócę.
Potem‎ ‎się‎ ‎jeszcze‎ ‎chwilę‎ ‎pomodliłam,
I‎ ‎tak‎ ‎mi‎ ‎było‎ ‎lekko‎ ‎i‎ ‎tak‎ ‎błogo,
‎W‎ ‎owym‎ ‎zakątku‎ ‎spokoju,‎ ‎zadumy,
Przyjm‎ ‎kwiaty‎ ‎moje,‎ ‎prosiłam,‎ ‎a‎ ‎wybacz,
‎Że‎ ‎ci‎ ‎je‎ ‎składa‎ ‎ręka‎ ‎nieznajomej.

* * *

Tobie‎ ‎Amico‎ ‎kwiatów‎ ‎bym‎ ‎posłała,
Róż‎ ‎najwonniejszych‎ ‎z‎ ‎Cezarów‎ ‎ogrodu,
By‎ ‎cię‎ ‎przekonać,‎ ‎że‎ ‎pod‎ ‎włoskiem‎ ‎niebem
Pamięć‎ ‎ci‎ ‎moja‎ ‎nie‎ ‎robi‎ ‎zawodu.

‎Lecz‎ ‎świeże‎ ‎róże‎ ‎nazbyt‎ ‎więdną‎ ‎szybko,
Więc‎ ‎wolę‎ ‎wiersz‎ ‎ten‎ ‎poświęcić‎ ‎dziś‎ ‎tobie,
Z‎ ‎prośbą,‎ ‎gdy‎ ‎umrę,‎ ‎byś‎ ‎go‎ ‎czytał‎ ‎czasem,
Kwiaty‎ ‎przyjaźni‎ ‎złożył‎ ‎na‎ ‎mym‎ ‎grobie.

Roma,‎ ‎14.‎ ‎VIII.‎ ‎1911.

Czytaj dalej: W noc wigilijną - Maria Paruszewska

Źródło: Łzy-perły tom 2, Maria Paruszewska, 1912.