Zamilknijcie raz na zawsze
Smutne treny, skargi próżne!
Coraz tkliwsze, coraz łzawsze,
Jak nędzarzy o jałmużnę!
Płacz i płacz w was nieskończony,
Tylko liry brak mi w ręce,
Aby wszystkie jęków tony
W odpustowej zlać piosence!
O, nie taka słaba, tkliwa
Pieśń z orłami mknie w niebiosy
I w omdlone serce spływa,
Jak ożywczej kropla rosy!
Nie na jej to czole diadem
Gwiazd przewodnich zajaśnieje,
Niech pochlebstwa płyną gradem, —
Ja się śmieję, ja się śmieję!
Pieśń powinna być aniołem
Wskrzesicielem, promienistym...
Z pałającym wiarą czołem,
Nie zwątpienia duchem mglistym;
Łza boleści cicha, krwawa,
W samotności niechaj ścieka,
Ale sięgnąć nie ma prawa
Po laur sławny — ta kaleka!
Niech te słowa, świecie grzeszny,
Gorzki uśmiech mój tłumaczą,
Gdy w pochwale niebezpiecznej
Twe mnie usta wspomnieć raczą;
Wszakże struny lutni złotej,
Co brzmieć winny wielkiem pieniem,
Rwie po jednej dłoń sieroty,
A ty klaskasz z uniesieniem!
Patrz! wydając zgrzyt szyderczy,
Wkrótce wiary struna pęknie!
A ty śpiew mój, śpiew bluźnierczy,
Witasz słodko: jak to pięknie.
Lecz mej duszy wzrok jest dany,
Ja mą nicość widzieć mogę,
A więc zdzieram te łachmany,
których widzisz - grecką togę.
Wiem, czem winno być natchnienie,
Z czego wieniec ten się składa:
Wiara, zapał, poświęcenie,
Na człowieka skroń go wkłada;
Wolno pójść mu z nim na groby,
Lecz: by wskrzeszać święte cienie,
Wolno nucić pieśń żałoby,
Lecz nieść w piersi namaszczenie.
Nieść umarłym życia słowo,
Smutnym ulgę nieść serdecznie,
Zniechęconym siłę nową,
A nadzieję wszystkim... wiecznie!
I z umarłej wieńca matki,
Rozrzucone gdzieś w ciemności,
Uschłe wspomnień zbierać kwiatki,
Odświeżone łzą miłości!
Chmurne życia to oblicze
Wyanielić i ustroić,
I zapalać święte Znicze,
I bolesne rany koić,
Po cegiełce nieść wytrwale,
Aż się wzniesie ta budowa,
Gdzie zasiądzie kiedyś w chwale
Nasza zmarła, o! królowa.
Taka pieśń przyszłością włada,
Taką czcij i słuchaj, świecie,
Samolubna skarga blada,
Potępieniem jest poecie,
Co opiewa własne straty
I do łez nad sobą zmusza,
Gdy powinna całe światy
Jego wielka objąć dusza!
O! zgrzeszyłam niegdyś może,
Zapragnąwszy nazbyt wiele,
Więc skarałeś duszę, Boże,
I zabiłeś moje cele!
I zwichnąłeś bujne loty,
Myśl zamknąłeś w krągu ciasnym,
Aby każda pieśń sieroty
Brzmiała tylko — bólem własnym
O! choć cierpi, cóż nie prześni
Biedne serce!... nadaremno,
Nędzne czyny, nędzne pieśni!
Cięży losu głaz nademną —
Gdy chcę śpiewać dla przyszłości,
Straszną walką pierś się targa,
Na mych ustach gorycz gości,
Zamiast hymnu znowu skarga!
Dusza moja, jak jezioro
Kryje męty w swym krysztale,
Myśl, żeglując nocną porą
Budzi nimi czyste fale,
A gdy ujrzy, co tam padło
Życia cierni, łez i kału,
Pada płaczem, twarzą zbladłą
Na mogile ideału!...
...Nie zanucę hymnu dla cię
Och! ojczyzno'... jam niewinna,
Pokłon oddam świętej szacie,
Gdym jej nosić nie powinna,
Bo nie umiem nosić godnie,
Przez słabości mej nikczemność...
Rzucam zgasłą mą pochodnię
I z rozpaczą idę w ciemność!...
Wrzesień 1874.
Źródło: Wiersze liryczne, Maria Bartusówna, 1914.