Cudownie marzyłam, cudownie
Nad życia przepaścią sen złoty,
I serce tak biło gwałtownie,
Uczuciem niebiańskiej tęsknoty,
Ze słońce kochałam wiosenne,
Co ziemię do życia budziło,
Bo było tak piękne, promienne,
Jak bóstwo, co w duszy mej żyło.
I w niebo, wśród nocy gwiaździste,
Wzlatały me ciche westchnienia,
Bo było tak jasne i czyste,
Jak moje najpierwsze marzenia!
I skały, strumienie i bory —
I srebrne, szumiące kaskady,
I ciche, majowe wieczory,
I księżyc zachwycał mnie blady!
I ziemia mi harfą się zdała,
Stworzoną dlatego jedynie,
By wiecznie do wtóru dźwięczała
Piosence, co z serca wypłynie.
I śniłam zaklęte ogrody,
W nich uczuć lilie i róże,
Nad niemi blask jaśniał pogody,
I nigdy nie miały przyjść burze,
Myśl nigdy na głogi i ciernie
Skrwawionem nie miała paść czołem,
A wiara do zgonu mi wiernie
Przewodnim być miała aniołem!
Nadzieja, nie widmem zwodniczem,
Nie próchnem w ciemności świecącem,
Lecz bóstwa jaśniała obliczem,
Do piękna i prawdy wiodącem!
A miłość nie szału dziecięciem,
Nie płochą zabawką motyla,
Lecz świętem być miała zaklęciem,
Co niebo do ziemi przechyla.
Cudownie marzyłam, cudownie!
Dziś jeszcze z rozkoszą wspominam,
Gdy serce me biło gwałtownie,
I zdradne marzenia przeklinam!
Maj 1874.
Źródło: Wiersze liryczne, Maria Bartusówna, 1914.