Ścieżki mokre od deszczu, pachnące migdałem,
Cyprysów wypalone sczerniałe gromnice,
I draperje glicynii od słońca spłowiałe
W parku porozwieszane jak w cichej kaplicy.
Zamek jak sen kamienny spływający w morze,
Morze blade od płaczu i nieme od żałości.
Czarny bluszcz wzdłuż balustrad spłaszczony w pokorze
Sam tworzy balustradę z pnączy i przeszłości.
Zieloną pajęczyną wszystko tu zasnute —
Zda się, że w liściach przeszłość szmerem się spowiada.
Chodźmy stąd. Spójrz na braki zmęczone pokutą —
Nawet uśmiech twój ściemniał i jak kwiat opada.
Źródło: Gałęzie, Lola Szereszewska, 1938.