Słońce jak złoty ogród świat zalało wonią,
Szereg palm jak pielgrzymów szereg schodzi z wzgórza,
Złote blaski jak dzieci po drogach się gonią,
Świat cały tak wygląda jak rozkwitła róża.
Morze jest jak niezmierny jakiś puchar wina,
Co rubinami lśniące za brzeg się przelewa,
Kiedy słońca ostatnia nadchodzi godzina,
Gdy zasypia w purpurach, a morze mu śpiewa.
Na pysznie ukwieconej przybyłem tu łodzi,
Kędy róże nie więdną, gdzie kwitnie magnolia,
Gdzie słońce wcześniej wstaje, a późno zachodzi,
A ze mną towarzyszka moja ? melancholia.
Szlakiem łodzi, po morzu przyszła tu z oddali,
Jak pies wierny za panem przybyła tu boso
I legła jak cień czarny na tej właśnie fali,
Po której ciche wiatry słońce w rękach niosą.
O, daleka ty moja, biedna moja ziemio!
Przyleciały tu za mną smętne twoje ptaki,
Gdyż smutki nie umarły we mnie, tylko drzemią,
A gdy sam z nimi jestem, wciąż mi dają znaki.
I cóż z tego, że każdy dzień tu jest niedzielą
I że niebo dla ludzi tutaj jest łaskawsze,
Gdy od serca ci żadne morza nie rozdzielą
Tego, co się z nim zrosło na zawsze... na zawsze...