Po świata cudzego szerokich ziemicach,
Choć smutek i bieda – przez ścieżkę tułaczą
Iść z dumą na czole, z pogodą na licach,
Mir zrobić z nadzieją, a rozbrat z rozpaczą;
O cześć, nie o litość, u obcych się prosić,
Dla kraju żyć myślą i słowem, i czynem,
I brzemię męczeństwa bez sarkania nosić
Usque ad finem!
Ojczyznę i honor nad wszystko miłować,
Do Boga swych ojców słać modły codzienne,
Cnót polskich nasiona śród duszy hodować
Niezmienne, nietknięte, przeczyste, promienne!
Pocieszać się wzajem, żyć jedni dla drugich,
Jak w wspólnej rodzinie syn kocha się z synem
I stąpać po drogach ciernistych i długich
Usque ad finem!
Rozmyślać głęboko o błędach przeszłości
I przyszłość budować świetniejszą i trwalszą –
A radzić spokojnie bez swarów i złości,
By plon jakiś ostał na epokę dalszą;
Poprawiać, nie niszczyć – i nie plwać wzgardliwie
Na wszystko, co dawniej wieńczono wawrzynem –
A drogą postępu iść ku ojców niwie
Usque ad finem!
Przed wrogiem, tyranem, co Polskę dziś gnębi,
Nie ugiąć haniebnie ni kolan, ni czoła,
I zemstę ku niemu strzec pilnie w serc głębi,
Jak płomień, strzeżony śród Westy kościoła;
Nie ufać marzeńcom, co mówią nieszczerze,
Że Polak Lechita jest brat z Moskwicinem –
Odrzucać ten sojusz – i dotrwać w tej wierze
Usque ad finem!
To żywot nasz dzisiaj, to nasza dziś dola!
Już wielu nam braci posnęło w mogiłach,
Lecz w tych, co ostali, jest miłość i wola
I nie brak im jeszcze na duchu i siłach!
O! Boże zastępów! zbłąkanym wśród fali,
Co jesteś kotwicą, zbawieniem jedynem,
Dopomóż, abyśmy w tym ślubie dotrwali
Usque ad finem!
Paryż, 1845
Usque ad finem – z łaciny: „aż do końca”.