Kto głowę moję zdrojem otoczy,
że grona gęstsze wyleją oczy?
Kto w ciemny smętek duszę oblecze
i wrazi w serce boleści miecze,
abym niesuchym piórem krzyż srogi
i piąci spisał źrzódeł odnogi?
Ty sam dzierż rękę, boś Ty sam ręce
w tak gorzkiej, Jezu, wyciągnął męce.
Już Mu przed okiem drzewo kat wierci,
okrutnej łoże i obraz śmierci,
drudzy też drugie składają blochy
i trzej w opoce trzy kują lochy.
Aż jednym razem Pana obnażą,
z jaką rannego ciała urazą -
i Maronowe pióro tu stanie,
i jeśli drugie takie powstanie,
bo jako sama krew, tak rumione
członki zostały błogosławione.
A oto Go już nagiego wleką,
Nad jadowite psy, gdy się wścieką,
został im krwawy łupież i ona
Panieńską ręką sukienka tkniona.
O, okrucieństwo, które słów nie ma!
Płakał on pobój i góra niema,
a człowiek, co go stworzyły, dłonie
śmiał przebić, że gwóźdź w obudwu tonie.
Tym zaraz pędem wyciągną nogi
i jeden w obu grot topią srogi,
a jako Prorok dołożył prawie,
każdą kość w kożdym zliczyli stawie.
Trojaki język tytuł Mu daje,
choć synagoga staroście łaje,
tenże na wierzchu tkwi sam wysoko,
żeby go różne czytało oko.
Potym z Nim wzgórę, światu na dziwy,
drzewo podnosi orszak złośliwy.
Nie tak gdy cieśla gmach wielki dźwiga,
że się na pomoc czeladź wyściga,
jaki posiłek pod on krzyż płynie
i huk daleko łotrzyków słynie.
Tak za onego w pustyniach męża
litego z miedzi wzniesiono węża,
co leczył żądła wzrokiem ogniste;
tam znak, tu skutki już rzeczywiste.
Tym razem z parą łotrów się spieszą
i obu Panu pobocz zawieszą.
A tu już maluj, o duszo, w sobie
żywego w ludzkiej Boga osobie.
W osobie jakiej? Nagi, zelżony,
cierznie tkwi w głowie na dół zwieszon
pojźrzy
pojźrzy
pławią zranione ciało strumienie,
płynie obfitym rowem zbawienie,
pije krew ziemia, co w niebo woła,
Ablowa milczy, bo jej nie zdoła.
O, jako różny widok Golgoty
od góry Tabor, promień gdzie złoty
otoczył z dwiema Pana proroki
i zabrzmiał z nieba on głos wysoki:
„Toć to jest Plemię jedyne moje,
z którego płyną wszech pociech zdroje,
tego słuchajcie” - a tu nań głową
bluźnierca trzęsie i szczypie mową.
Tam twarz pochodnią gasi słoneczną,
a tu stłuczona pięścią bezecną;
tam w szacie nad śnieg, nad mleko biał
a tu Go sine rzeki polały.
Tu miedzy łotry, a tam przy tronie
powagą wielcy ludzie po stronie:
jeden co w ogniu do raju jedzie,
drugi lud puszczą z Egiptu wiedzie.
Tam trzej pod górą synowie gromu
zakładać chcieli przyciesi domu,
a tu co? „Jeśliś - prawi - Syn Boży,
a czemuż Cię Bóg z drzewa nie złoży?
A też to ręce Kościół nam psują
i zaś z dniem trzecim lepszy zbudują?
Zstąp z krzyża, tak nas zwabisz do wiary!”
i dalej nie ma zły język miary.
Toć ścieżki one przed drzewem brzmiały,
gdy się przechodził bluźnierca śmiały.
Pełnią i ono proroctwo dal
„zdzieliwszy szaty, los też miotali
o nieodzielną sukienkę moję,
którą swe ubrał w jedności zbroję”.
Któryż głos naprzód nasłodsze wargi
na katy spuszczą? Rzewliwe skargi
czy-li przeklęctwa, że jako chore
ziemią zapadną, że ogniem zgore
gorętszym niżli Sodoma Syjon?
Ale takiego nic nie mówi On,
rychlej: „Mój Ojcze, odpuść im - mówi -
a niewiadomość niech je wymówi”.
Okrutne serca, chocia nie wierzą,
lecz na tak mile słowa nie dzierżą,
ale wnet, jako na zimnym ledzie
skierka więc niknie, tak ich nie wiedzie
on słodki afekt do słońca dal
ale zaś w ślepej nocy ustali.
Czemu się pierwej zdziwić? Pokorze?
Czv-li stąd pojźrzę na wielkie morze
Twej niezbrodzonej miłości, Panie,
bo się to pewnie, co prosisz, stanie?
Godzienże świeżo lud Tobą krwawy
u Ciebie taki
0 dziwne Twoje, JEZU, przykłady!
Chcesz, aby Twymi idąc my ślady
1 głównym zdrajcom życzyli lepiej,
niż oni czynią nam, grzechem ślepi.
A kiedy wzajem gromady one
języki zewsząd nań naostrzone
jako do celu strzały puszczają,
wszak Mu i zbójcy na krzyżach łają.
Lewy łotr woła: „Wieczneś li Plemię,
siebie i nas spuść z tych drzew na ziemię
Ale Pan jako on krzemień mocny,
stojąc na wstręcie wody północn
milczeniem wichry na sobie dzierzy,
co widząc, prawy zbójca uwierzy,
że w tak cierpliwym a cichym ciele
Bóg pewnie drogę do nieba ściele.
I zaraz „Głowo nieszczęsna, czemu
(towarzyszowi tak rzecze swemu)
nie masz i Boga przed okiem ani
znasz to, że słusznie myśmy skarani,
a ten co kiedy, co zbroił złego?”.
I on pamiętny głos z uprzejmego
serca wypuści: „Wspomni, mój na mię,
mój Panie, wspomni, kiedy Twe ramię
olej królewski pomaże wiecznie”.
A On mu wzajem: „Dzisia koniecznie,
dziś oto w raju wnet będziesz ze m ną”.
I tak odprawę odniósł przyjemną
z krwawej stolice zbójca na zgonie,
gdy prawie w morzu siarczystym tonie.
Trzykroć w nieszczęściu szczęśliwy łotrze,
pam iątki twej wiek długi nie otrze!
Dokąd gorąca łza kąpie oko,
ze dna samego ten głos wysoko
upadłe serca nadzieją dźwignie,
że już i nierząd do nieba ścignie,
jeśli chce, cnotę. Ale o barwy
i prawych łotrów zmyślone larwy
co się ich za Nim aż pod krzyż ciśnie,
ale na krzyżu rzadki zawiśnie.
Tak w szczerym żalu milczę tu wiarę,
nadzieję milczr. w czym przebrał miarę.
Na tym też haku wspomni, mój na mię,
wspomni, boś umarł też, JEZU, za mię.
A tu jako słup pod drzewem wryty,
żałosna Matko, gdy staniesz i Ty,
a po Twym boku i uczeń święty,
miłością Jego przed insze wzięty.
Słuchaj, a otwórz już pilnie uszy,
coc na tym zgonie Syn Twój potuszy,
kędy Twych pociech skarbyć pokaże,
sam siebie biorąc, kogoć odkażę?
„Niewiasto” (co miał: „ 0 Matko moja”,
boby nie zniosła żałość tak Twoja),
„Oto - pry - Syn Twój”, słowem rzekł złotym,
„To Matka Twoja” - Janowi potym.
Żywej tu wody lińcie strumienie
i skrzydłem lekkim niechaj wiatr wienie
naświętszej na twarz tej białejgłowy,
by w tym nie padła smętku bez mowy.
Lecz stoi jako on krzemień słony,
na który wywarł gdy Caurus wrony
zmieszane z piaskiem ze dna bałwany,
na wierzchu tylko pstrzą się pijany,
a sam tkwi w morzu nieporuszony.
Tak serce Panny błogosławion
mocniejsze niżli ziemia, co drżała,
kiedy krwawego Boga ujźrzała;
mężniejsze niżli słońce, co blednie,
promienie gubiąc nad zwyczaj we dnie.
Bo w ten czas jasne koło zawodzi,
kiedy wzajemne zdrój łzy wywodzi
na drzewie Panu, Matce na ziemi,
strzelając na się żałośnie niemi,
testament pisząc literą krwawą
i pieczętując miłością prawą.
Co widząc, w pełnej Cyntyja mierze,
że jej włos złoty z czoła brat bierze,
mgłą też odziała rumione skronie,
ostatek w nocy głębokiej tonie.