Łotr Dyzmas albo Hymna do niego

Łotr Dyzmas, wisząc Panu o bok prawy,
a patrząc w swe złe, w dziwne Jego sprawy,
nie cierpiał temu, co po stronie lew
znosił swój język z żydowskiemi gniewy,

mówiąc: „Jeśliś jest Najwyższego Plemię,
zstąp z drzewa i nas spuść z drugich na ziemię”.
Tak wołał, a w krąg i lasy, i skały
na on głos płochy głosu nie oddały.

Ale ten, pełen gorzkiej w sercu skruchy,
pełen gorącej wiary i otuchy,
gromieł wprzód tymi towarzysza słowy,
niżli nachylił swym ostatnim głowy:

„Bój się wżdy Boga, bo nie dbasz li na to,
że słusznie gwoździe te nas dzierżą za to,
cośmy tak zbrodni popełnili wiele
w tym opłakanym i nieszczęsnym ciele,

a Ten zaś, a co ztego kiedy zbroił?”.
' I on pamiętny głos go z Bogiem spoił:
„Wspomni mój na mię, o mój wspomni, Panie,
skoro pręt złoty i stolec Twój wstanie”.

Pan zaś co na to? Słuchaj, Wierzchu Łysy,
a i z rozpaczą niech to piekło słyszy:
„Na wiarę moję, dziś raj weźmiesz ze m ną”.
Jak rzekł, on schował pociechę przyjemną.

Jedeneś zbójco, gdyć duch wiecznie tonie,
szczęśliwy nader na tak trudnym zgonie.
0 , coc ten słodki głos nie ulżył męki!
0 , jakieś oddał Panu w sercu dzięki!

Ratujże nas też, ratuj w takim razie,
błagając Twórcę w nacięższej obrazie,
by okup Jego zastąpił nas drogi,
a miłosierdziem zmiękczył wyrok srogi.

Ochroń przyczyną niemniej wszystkich świętą
w godzinę onę, żeby niepojętą
tą obietnicą dusza wsparta do dna
uszła siarczystych pieców, acz ich godna.

A dokąd jeszcze dni też pójdą moje,
żeby z źrzenice gorzkie lejąc zdroje
kąpały, kropiąc brzydkie często łoże,
a żal im ciężki niech wzdychać pomoże.

Bym obłapiwszy z tobą ten pień krwawy,
zbierał szarłatne z niego pod nim pławy,
chowając w sercu głębokim te skarby
i długie długów uprzątając karby.

Proś i za polskie splundrowane niwy,
co je by z skóry odarł żołnierz chciwy,
żeby syt kiedy z płaczem ludzkiej nędzy
już ich nie szarpał, czekając pieniędzy.

Czego nie możesz u Niego, bo jaki
był czas i miejsce przy rozprawie taki?
Wyznałeś Go ty, gdy się Go prą swo,
gdy twój sromotny i Jego krzyż stoi.

Nie gorszył cię tarń na głowie Mu srogi,
nie grot, co topił ręce Mu i nogi,
bo w ten czas twój Go język Królem zowie,
niżlić się wzajem z rajem On ozowie.

Dziwny Pan w świętych, lecz dziwniejszy w tobie
i stąd cię Kościół kotwią obrał sobie,
aby gdy wicher ostatni maszt kruszy,
w powszechnej nawie nie było nic duszy.

Czytaj dalej: Lutnia Jana Kochanowskiego wielkiego poety polskiego - Kasper Miaskowski