Jest na wózku dzieciny z muślinu zasłona,
chroniąca słodką buzię przed much czarnych rojem.
Przebudzone rączyny walczą wstępnym bojem,
aż zostanie pomięta i na bok zrzucona.
A gdy bobuś przejrzyste muśliny pokona,
widząc musze zastępy, z wielkim niepokojem
rzuca się w dalszej walce na posłaniu swojem,
aż go mama w najsłodsze utuli ramiona.
A potem — znowu półmrok w dziecięcym pokoju...
I znowu przezroczyste ochronne muśliny,
broniące cudnych liczek od najeźdźców roju...
I znowu przebudzone zaczepne rączyny
szamoczące zasłonę, rwące się do boju...
I znów chwila zwycięstwa i — uścisk matczyny...