Kłania się cały bór najsłodszej mojej dziecinie...
„Dzień dobry“, gwiżdże kos w zielonej radosnej gęstwinie.
z szyszeczką w łapkach przebiegła wiewiórka,
ale się zlękła i w las dała nurka.
Usłyszał dzidziowy głos zajączek co siedział w norze.
Chciałby przywitać się... Usiedzieć już dłużej nie może.
Próżno mu jego Tatuś wykłada:
„Rodzina Dzidzia zajączki jada“.
Za ręce trzymając się stoją drzewa w zielonych ubrankach.
Figlują roje pszczół na pachnących wkrąg macierzankach.
Ale im mama na to pozwala,
bo żadna z nich miodem sukienki nie wala...
Z krzykiem kwiczoły się rwą z czerwonej polany borówek.
Ogromny czarny żuk przyszedł z wizytą do mrówek,
Siadł motyl złocisty na liściu paproci,
pije grzecznie rosę i wcale nie psoci...
Młodziutki rudziutki lis grymasi i nie chce kaszki.
Tak jak Rodzice chce jeść przez Tatusia zabite ptaszki.
Mamusia liskowi paluszkiem grozi:
„Ej ty łobuzie, — bo powiem Bozi...“
Grzeczny jest cały las... Zwierz żaden, ptak żaden nie psoci.
A gdy co chce — pyta mamy a nawet cioci.
Tylko Jeżynki się psocić uparły
i nowe dzidziowe pończoszki podarły.
W państwie motyli i ziół jest wieczna radość i święto.
Grzeczny jest cały las — i buzię ma uśmiechniętą.
Tylko jagódki niegrzeczne były
i nową dzidziową sukienkę splamiły...