Tramwaj

Jesteśmy sobie obcy — nie znamy się wzajem —
Tylko tyle, że jeździmy tym samym tramwajem.
Tylko tyle, że razem — każdego poranku —
Stoimy — i czekamy — przy jednym przystanku.

Tylko tyle, że gdy nas siecze zawierucha,
Każdy tak samo tupie albo w ręce chucha.
Tylko, że latem praży nas żar taki samy,
Gdy — pod jednym szyldzikiem — na tramwaj czekamy.

Czekamy — i pospołu do niego tęsknimy,
Jak do schronu przed deszczem, przed srogością zimy, —
Jak do domu, pełnego szczęścia i rozkoszy — —
Do tej kwatery wspólnej — za dwadzieścia groszy...

Do tej kwatery wspólnej, co nas w sobie mieści
Najwyżej przez dwadzieścia minut lub trzydzieści, —
Gdzie, jak falą rzucani na wszystkich zakrętach,
Po nagniotkach depcemy sobie i po piętach...

Codzień, jakby umyślnie, z łóżka wcześnie wstajemy,
Ażeby się nie spóźnić na schadzkę z tramwajem.
I codzień syndbadowe robimy podróże,
Które finish swój mają — w warsztacie lub biurze...

Czytaj dalej: Cztery pory roku - Józef Antoni Birkenmajer