Nie wiem, jak was powitać, pustynie sybirskie,
Relikwiarzu polskości, kędy w ziemi łonie
Śpią ojców — męczenników ciała bohaterskie,
Niby posiew przyszłości na dziejów zagonie.
Oświeca was posępny miesiąc swą pochodnią,
Jak kaganek, płonący na ciemnym kurhanie,
Blask jego blady płynie hen w stronę zachodnią,
Jak duch, niosący Polsce duchów pożegnanie.
I zda się, długi szereg widm bolesnych wstaje,
Godność niosąc na czole, a smutek we wzroku,
I w jedną tylko stronę spoglądać się zdaje,
Pewno ojczyzny swojej żądając widoku.
Duchy! ja z Polski jadę w ciemny świata kraniec
I dla was pozdrowienie niosę w jej imieniu,
Jako wy niegdyś, żołnierz, i, jak wy, wygnaniec,
Choć wam nie dorównywam w męstwie i cierpieniu...
Niosę wam wieści z kraju: dziś wskrzesły nadzieje.
Że szczęścia i swobody nastała już chwila,
Że bliska sprawiedliwość, chociaż krew się leje,
Chociaż kielich goryczy naród dziś wychyla.
Może niedługo ziszczą się sny nasze dawne
I wolności radosny dzień znowu zaświta
I potężne znów państwo powstanie i sławne,
Jako była przed ciosem klęsk rzeczpospolita.
A wtedy wam się słowa te moje przypomną
I może wymówicie ustami wdzięcznemi
Imię tego, co przyniósł wam tę wieść ogromną —
Tego, co pewno z wami spocznie w obcej ziemi.