Gdybym-ci umiał tuszowym pędzelkiem
Wypisać wasze chińskie abecadło,
Co pod floresów zagmatwaniem wielkiem,
Ukrywa dźwięki i treść nieodgadłą,
Lub gdybyś serce me bijące czuł ty
W słowach mych polskich i mych liter splocie,
List długi, długi napisałbym do cię,
Sań-fu, mój stary przyjacielu żółty...
Z niejednej rzeczy chciałbym ci się zwierzyć,
Bośmy już tyle lat się nie widzieli!
Tyle nas wzajem mil od siebie dzieli,
A od chwil tamtych — ileż dzieli przeżyć!
Lecz zamiast pisać — o, nieraz w zadumie
Westchnienie poślę, od słów wszelkich wiotsze.
Może z nich które z wiatrem do cię dotrze
I chińskie ucho polską treść zrozumie?
Bowiem westchnienie zawsze brzmi — po ludzku...
Więc na wiatr piszę... Powiedz, stary chodzia,
Czy zawsze mieszkasz jeszcze hen — w Irkucku
I sklep korzenny masz wśród podegrodzia?
Z dawna tam życie pędziłeś niegłośne
I pracowitych dni snułeś przędziwo,
A chociaż w twarzy miałeś oczy skośne,
Nigdyś nie spojrzał na nikogo krzywo,
Aniś zazdrości nie miał w żółtych licach,
Choć innym lepiej od ciebie się działo,
Choć (wiem z ust twoich o tych tajemnicach)
Koszulę nawet nie zawsześ miał całą...
Kędyż mi dzisiaj szukać twego domu,
Gdy orkan zdarzeń kraj tamten pustoszy?
Czyż ocaliłeś życie od pogromu
Wraz z odrobiną uciułanych groszy?
Może zawczasu, chroniąc się zatraty,
Powędrowałeś tam, gdzie towar tańszy,
Albo na starość, skołatany laty,
Do swej rodzinnej wróciłeś Hwoliańszy?
Czy jeszcze syna masz wciąż koło siebie,
Co twe zgryzoty i troski podziela?...
Nie wiem... wiem jeno (sam sobie pochlebię),
Że prawdziwego brak ci przyjaciela...
Obaj byliśmy tułaczami wtedy...
Obu nas losu sprowadził trafunek,
Jak do wspólnego mianownika — biedy,
Niby chcąc życia uprościć rachunek.
Jak pod Irkuckiem w jedno się kojarzy
Biała Angara ze żółtym Irkutem,
Tak myśmy sercem lgnęli współodczutem,
Mimo odmiennej barwy naszych twarzy,
Bo serca mieliśmy — jednako krwawe...