Kto jedzie tak późno wśród nocnej zamieci?
To ojciec z dziecięciem, jak gdyby wiatr, leci;
Chłopczynę na ręku piastując najczulej,
Ogrzewa oddechem, do piersi go tuli.
— Mój synu, dlaczego twarz kryjesz we dłoni?
— Czy widzisz, mój ojcze? król olszyn w tej stronie.
Król olszyn w koronie, z ogonem jak żmija!
— To tylko, mój synu, mgła nocna się zwija.
— Chodź do mnie, chłopczyno, zapraszam najmilej,
Pięknemi zabawki będziem się bawili,
Chodź na brzeg, tu kwiatki kraśnieją i płoną,
A moja ci mama da suknię złoconą.
— Mój ojcze! mój ojcze! czy widzisz te dziwa?
Król olszyn do siebie zaprasza i wzywa!
— Nie bój się, mój synu! skąd tobie te dreszcze?
To tylko wiatr cichy po liściach szeleszcze.
— Chodź do mnie, chłopczyno, poigrasz z rozkoszą,
Mam córki, co ciebie czekają i proszą,
Czekają na ciebie z biesiady nocnemi,
Zaśpiewasz, potańczysz, zabawisz się z niemi.
— Mój ojcze! mój ojcze! ach, patrzaj... gdzie ciemno...
Król olszyn ma córki, chcą bawić się ze mną. —
— Nie bój się, mój synu, ja widzę to zdala,
To wierzba swe stare gałęzie rozwala. —
— Chodź do mnie, mój chłopcze, dopóki masz porę:
Gdy chętnie nie przyjdziesz, to-ć gwałtem zabiorę.
— Mój ojcze! mój ojcze! ratujcie dziecinę!
Król olszyn mię dusi... mnie słabo... ja ginę...
Ojcowi bolesno... on pędzi, jak strzała,
Na rękach mu jęczy dziecina omdlała.
Dolata na dworzec... lecz próżna otucha!
Na ręku ojcowskich już dziecię bez ducha.
tłum. Ludwik Kondratowicz (1908)