Dzwony

Płyną, płyną kędyś z dali,
na srebrzystej, dźwięcznej fali
dzwonów duchy, dzwonów głosy;
jęki, płacze i modlitwy
idą razem, jak do bitwy —,
a zdobywać chcą — niebiosy! —

I wołają: módl się, człecze,
nim głos srebrny w dal uciecze;
módl się, módl się — a my z sobą,
z dźwiękiem naszym, z pieśnią świętą
łzy twe weźmiem, niepoczętą
Dobroć kusić ich żałobą!

Gdy co prosić masz — uprosim,
masz-li skargi — pozanosim
wszystkie przed tron boży w niebie,
chcesz dziękować — dziękuj szczerze,
a chcesz płakać — mów pacierze
za umarłych, czy za siebie...

Weźcież, weźcież z sobą, dzwony,
żal mój wielki — niezgojony.
żal za wszystkiem, co przepada,
co przepada — a nie wróci;
proścież Boga, niechaj skróci
śmierć dni moje — śmierć ta blada...

Wszędy w koło same groby
i łzy same, kir żałoby, —
a pod kirem młodość leży,
świat, marzenia, szczęście, wiara,
a nad grobem życia mara
opłakuje grób ten świeży.

Dzwony, dzwony, mówcież przecie,
że mogiła ta na świecie
duszę rani, serce wierci,
że wciąż świeża — nie zasycha,
i że duch mój jeno wzdycha
do pokoju i do śmierci...

Czytaj dalej: Westchnienie - Jerzy Żuławski