Chociaż ja tęsknię za tobą — cóż tobie?...
Możesz nie zważać, możesz żyć spokojnie:
ani ja pójdę polec gdzieś na wojnie,
ani ukryję swej tęsknoty w grobie!...
Nie będę pieśni pod twem oknem składał,
na krzyż przysięgał ani na puginał,
nie będę prosił, błagał ni przeklinał, —
nawet nie będę się skarżył ni biadał.
Pójdę, jak dotąd, swoją drogą błędną —
gonić wieczyście sen, którego niema
i mimochodem rękoma obiema
rwać kwiaty smutne, co mi w dłoniach więdną.
I tylko czasem coś tam w sercu może
załka: żal jakiś — spóźniony —, baśń złota,
że mogło szczęście być, a jest tęsknota...
— Mogłeś dać szczęście, a bój dałeś, Boże! —
Lecz cóż ci o to? Nie skryję się w grobie
ani też pójdę polec gdzieś na wojnie, —
będę żył dalej, jak dotąd, spokojnie —,
a że tak tęsknię za tobą? — cóż tobie! —