Na szwajcarskiem jeziorze

W górę żagiel, w rękę ster,
niechaj wiosła w takt uderzą;
chwyćcie żaglem oddech sfer,
niech się fale w krąg rozszerzą
od słonecznych drżące gier!

Niechaj barka piersią białą
pruje lotnych grzbiety fal;
ty, sterniku, ręką śmiałą
tam ją skieruj w siną dal, —
tu powietrza jeszcze mało!
Hej wioślarze,
naprzód dalej,
po obszarze
srebrnej fali
śmigaj wiosłem, śmigaj szparko —
żaglem świeży chwytaj wiew,
a popłyniem naszą barką,
jak najszybsza z śnieżnych mew!

Coraz dalej miasto już;
we mgle wież się kryją szczyty,
a przed nami pośród wzgórz
drżą i szumią fal błękity,
woń alpejskich wionie róż!

Tam przed nami — patrz — olbrzymy!
Strzela w niebo śnieżny szczyt;
z czoła nie starł jeszcze zimy,
lecz u stóp już wiosny świt:
tam kotwicę zarzucimy!
Nie trać czasu!
dalej w światy!
tam wśród lasu
pachną kwiaty,
tam nas czeka rozkosz, życie
i góralski rzeźki trud;
żwawo wiosła nurz w błękicie
przeźroczystych, zimnych wód!

Patrz! na brzegu winny krzew,
jagód perły wśród zieleni,
a dokoła lica dziew!
wino w ręku ich się pieni
w łonie młoda tętni krew!

Wabią okiem, wabią dłonią
do spoczynku w cieniu drzew,
w szkło rubinów krople ronią,
ku nam czarną wznoszą brew,
nęcą pieśnią, choć twarz płonią:
»Obcy człecze,
— pieśń ich dźwięczy —
czas się wlecze,
wiosło męczy,
chodź, odpocznij w naszej chacie,
błogo minie znojny czas,
puhar wina czeka na cię;
bądź pozdrowion pośród nas!«

Najpiękniejsza z górskich cór!
czas nie czeka, wnet zatonie
słońce w szczytach śnieżnych gór,
a być musim w tamtej stronie
nim z porannych wyjrzy chmur!

Dzięki, dziewczę, za gościnę
i za piosnki twojej czar,
ale dzisiaj w dal popłynę;
południowy ustał żar,
wietrzyk muska tonie sine,

a po chłodzie
sił przybywa,
więc po wodzie
barka żywa
mknie jak strzała bystrym lotem —,
wiatr nam sprzyja, sprzyja czas;
jeśli wrócę — to z powrotem
przyjdę spocząć pośród was!

Teraz, bracia, śmiało w dal!
Alp spłonęły w słońcu śniegi,
błyszczy woda gdyby stal
i już zmierzchem ćmią się brzegi,
już wolniejsze tany fal.

Cisza, błogość, spokój wszędzie, —
w pocałunku srebrnych wód
piersi barki drżą łabędzie,
rzeźwy, wonny wkoło chłód...
Hej! powstrzymaj barkę w pędzie!
Słowik w dali,
w róży krzewie
gdzieś się żali
w tęsknym śpiewie;
na północy — tam daleko —
jam podobny słyszał śpiew...

Ćmi się oko pod powieką, —
śnię rodzinnych szumy drzew!...

Hej do wioseł! — Urok, czar
tu na jawie! Marzyć szkoda, —
w snach nie znajdziesz słodszych mar;
tu przyroda wiecznie młoda,
braknie dla niej w słowach miar!

W górę czoła! Pieśń zanucę,
wy zadźwięczcie w zgodny wtór;
o skał ściany piosnką rzucę,
zbudzę grzmiące echa gór
i w parowach dźwięk ocucę!
Przez skał stoki
powtarzana
w świat szeroki
pieśń nieznana
niech weselnem zabrzmi pieniem,
a z jej nutą, chyżo wraz
niechaj wiosła uderzeniem
zbudzą głuszę wodnych mas!

Wkrótce nocny spadnie cień,
błyśnie księżyc nad wód szybą,

garść jej srebrnych ciśnie drżeń,
a my przez nie śmigniem rybą,
drogą tkaną w pasma skrzeń.

Niech ten zaśnie, czyja dusza
nie wie, co to piękna smak,
kogo urok nie porusza,
komu wzlotu uczuć brak,
lub mu starość mózg wysusza!
Myśmy młodzi,
więc gwiazd szlakiem
w skier powodzi
lećmy ptakiem,
chylmy do dna piękną czaszę
i nie ziąbmy młodych dusz!
te wrażenia dzisiaj nasze,
jutro — może późno już!

Kiedy rankiem spłoną znów,
w zorzy świetle sine góry, —
złoto cisną z śnieżnych głów
i w słonecznej grze purpury
z białych się już zbudzą snów:

niechaj, bracia, żagiel spadnie,
niech ucichnie wioseł szmer,

a kotwica grząźnie na dnie
i spoczywa wreszcie ster —
tu lądować nam wypadnie!
My u celu!
Skały w koło —
więc w weselu
wznieśmy czoło:
pieśnią góry powitamy
i przecudny boży świat —
i stu echom zawołamy:
My nie trwonim młodych lat!

Czytaj dalej: Westchnienie - Jerzy Żuławski