W pięknej dolinie górskim przerzniętej ruczajem
otoczone lipami świecą dworku ściany,
patrząc oknem na góry, na lasy, na łany...
Ach! stamtąd świat mi niegdyś wydawał się rajem!
Ach! tam wszystkich kochałem, kochany nawzajem;
tam mnie matka uczyła czcić Pana nad pany,
ojciec miłość ojczyzny w umysł kładł wiośniany —
a jam modlił się Bogu i płakał nad krajem.
Kiedym szczęsny dziecinną do snu składał głowę,
nad kołyską pacierze szemrała mi rzeka,
dumy lasy mi szumem śpiewały jodłowe.
Wierzyłem, że mnie chowa górskich bóstw opieka
i że życie mi będzie wiecznie tak tęczowe;
a dziś... dworek się chyli i szczęście ucieka...