Zgaśnij słońce

Zagaśnij, słońce, bo na cóż promienie,
Które do serca nie wnikają głębi!
Niechaj do reszty mnie ten lód wyziębi,
Jakim naokół tchnie boże stworzenie.

Dziwna, że człowiek, co wyszedł spod ciepłej —
Jak mówią — ręki Mistrza nad mistrzami,
Nawet najmniejszą iskrą nie omami
Bratniego serca i myśli zakrzepłej.

Straszna w tym wszystkim musi być zagadka:
Albo człowieka żaden Bóg nie stworzył,
Lub z powszechnego prawa tak wydrożył,

Tak się wypalił duch mój do ostatka,
Że dlań już ognia żadnego nie stanie...
Zagaśnij, słońce! Po cóż rozwiązanie?!

Czytaj dalej: Przy wigilijnym stole - Jan Kasprowicz