Kochałem niegdyś... Nie kłam, zwiędłe serce!
Ślepą się nie łudź paprocią, śród boru
Dzikich rozpędów wzrosłą, ni fosforu
Blaskiem, co nie ma ciepła w swej iskierce...
Po stromych szczytach duch pychy mnie wodził,
Chorej gorączki uczynił mnie jeńcem,
Co bój zwycięski staczała z rumieńcem,
Gdy się ukradkiem z twoich głębin rodził...
Dziś chciałbym spocząć na łagodnych ręku
I, zapatrzony w owe przeczyste dziwy,
Wciąż szeptać: kocham! ach! kocham, szczęśliwy!
Lecz rdzą do środka przeżarte żelazo
Wszakżeż ze siebie nie wyda już dźwięku,
Co dla serc zdrowych świętą jest ekstazą!