Drzew pękających i drobniutkiej trawy,
Co łan zaściela miękkim aksamitem,
Woń zalatuje. U góry sinawy
Szereg obłoków spiera się z błękitem
O panowanie w przestworzu — śród wrzawy
Dzikiego ptactwa, co, jak łańcuch, zbitem
Powraca stadem z zamorskiej wyprawy...
Las szumi cicho, nad nim z blasków sitem
Słońce wyjrzawszy z poza chmur, miliony
Brylantów sieje na deszczem zroszony
Milion wierzchołków, na mchy, na radosny
Tłum jasnych śnieżek, na białe stokrotki,
Żółte pierwiosnki, na fiołek słodki
I na sasanki, pierwsze dzieci wiosny...