Ona umarła. Słuchaj! Bam… Bam-bam…
To w sercu mem ten dzwon pośmiertny dzwoni.
Ona umarła! Ni to ciężki tram
Całego mnie ku ziemi gnie i kłoni;
Coś dławi gardło. Czy oczy ślepe mam?
Kto skradł mi światło?… Kto w mętnej nurza toni
Myśl duszy mej, co w sobie ból zawarła?
Sam ból. Umarła mi? Tak jest — umarła!
Patrz tam! Na licach jeszcze kwiecie róż,
Na ustach wiśnie jeszcze lśnią zdradziecko.
Lecz cyt, zatrzymaj oddech, cicho złóż
Swe sny — koło niej w trumnę staroświecką.
Bam-bam… Bam-bam… Na falach wzgórz i mórz
Drży dzwon… Płacz, użal się jak dziecko!
Dziś marzeń twych zasłonę śmierć rozdarła,
Rozbiła chram twój. Cyt, ona umarła.
Nie ścięłaż we mnie krwi szaleństwa zimna kra?
Płomyki świec mych ócz nie oślepiły?
O dziwo! Oddech mi dotychczas w piersi gra,
Więc nie trąciłem siebie do mogiły? —
Wszak to zagasła mi ostatnia moja skra,
Wszak dalej, w mroku, żyć — ja nie mam siły!…
Kaleka, trwam: Rozpaczy żmija zżarła
Me biedne serce, myśl. Ona umarła.
I tylko ból piekący w sercu tam
Wypełnił wszystko — w nim cała ma istota;
Jest ból i jest straszliwe: bam! bam-bam!
A łez już niema… Zakrzepła krwi zgryzota,
Zaciera się i mierzchnie wkoło świat, a sam
Ja lecę kędyś, gdzie gra zawieja, słota…
Chcę krzyczeć! łkać! lecz usta się zawarły.
Ona umarła! Nie, to jam umarły.