Prolog

Autor:
Tłumaczenie: Sydir Twerdochlib

Narodzie mój! Narodzie rozbity, umęczony,
Jak biedny paralityk, co w prochu gdzieś na drodze,
Tkwi, naigrawań ludzkich strupami owrzodzony!

O twą nieznaną przyszłość dziś dusza moja w trwodze,
A zasnąć mi nie daje wstyd, który pokolenia
Potomne twoje palił, biczował będzie srodze.

Zaprawdę, czyżby tobie na kartach przeznaczenia
Pisano z dawien dawna, sąsiadom być pognojem,
Zwierzęciem pociągowem, ich wozom do ciągnienia?

Zaprawdę, czy na wieki skaraniem będzie twojem
Ukryta złość: wciąż płacić pokorą oszukańczą
Daninę swą każdemu, kto zdradą lub rozbojem

Skuł i zaprzysiągł ciebie na wierność psią, poddańczą?
Zaprawdę, czyżby tobie czyn nie był tu sądzony?
Ach, kiedyż stopy twoje wolności tan zatańczą?

Azali próżno żarem gorzały serc miliony
Do ciebie, mój narodzie, składając ci w ofierze
Swą niekłamaną miłość? czyż miałby żar być płony?

I zali nadaremnie przelali krew rycerze
Na twą spękaną ziemię? czyż nigdy nie zakwitną
Wolnością, czerstwem zdrowiem i pięknem twe rubieże?

A w słowie twem daremnie miękkością aksamitną
Moc jarzy się i mądrość w niem gore i potęga
I wszystko, czem do wyżyn duch dłoń wyciąga bitną?

Daremnież w pieśni twojej tęsknota nieba sięga,
Śmiech dzwoni, to znów tęskność użala się kochania
Lub też nadziei błogiej świetlana błyszczy wstęga?

O nie! Nie same tylko łzy gorzkie i wzdychania
Sądzone ci! Ja wierzę w potęgę twego ducha,
We Wielką Noc wskrzeszenia i w Święty Dzień powstania.

O, gdyby wyczarować ten dzień, co stówa słucha
I to mocarne słowo, co w dzień ów odkupiony
Uzdrawia i ożywczym pożarem z duszy bucha!

O, gdyby wyczarować płomienny śpiew natchniony,
Co mocą swą porywa tysiące, śpiew potężny,
Co daje skrzydła chyże i wiedzie w szlak miljony!

O, gdybyż to!… Lecz zapał zgryzotą dziś mitrężny,
A duch nasz jest rozdarty wątpieniem, bity wstydem,
Nie nam, o ludu, ciebie prowadzić w bój orężny!

Lecz przyjdzie czas, a wówczas i ty ognistym szydem
W narodów wolnych kole objawisz się w jasności,
Kaukaskie szczyty wstrząśniesz, opaszesz się Beskidem,

Po Czarnem Morzu gromem potoczysz zew wolności
I spojrzysz tak, jak gazda, baczący nad robotą,
Po ojców swoich domu i po swej własnej włości.

Dziś przyjmij śpiew ten wolny. Pisany on tęsknotą,
Lecz pełen ufnej wiary, śpiew gorzki, lecz niezłomny;
Przyszłości twej zadatek, polany łez zgryzotą

I geniuszowi twemu — weselny dar mój skromny.

Czytaj dalej: Ona umarła - Iwan Franko