Wiatr jesieni

Już się zerwał i pędzi z dzikiem wyciem na sztych,
Jak spuszczona psów sfora wygłodzonych i złych,
Skamląc, dysząc, skowycząc, kłami dzwoniąc o kły...
Już się zerwał i miota kłęby mgły i dżdżu łzy
Wiatr jesieni, jesieni, jesieni.

Coraz bliżej i chyżej nieprzepartym tchem gnan,
Z głuchym liści szelestem już uderza w zrąb ścian,
To zabrzęczy szybami i przycichnie na mig,
To zza węgła skoczywszy, znów wydaje lwi ryk
Wiatr jesieni, jesieni, jesieni.

Tyle lat z wichrem życia duch mój naprzód się rwał,
I śledziłem spokojny tych niszczących sił cwał,
Co na żer jak watahy rozpętanych mkną mar,
Aż runęły i na mnie... do mej duszy się wdarł
Wiatr jesieni, jesieni, jesieni.

I już patrzę inaczej, jak się chylą i gną
Drzew konary i liści płynie chmara na dno,
I już zimny niekiedy obejmuje mnie strach,
Gdy harcuje z poświstem po ścierniskach i krzach
Wiatr jesieni, jesieni, jesieni.

Bo już do mojej duszy się wdarł
Gwałtowny, chyży,
Niby na cmentarz w Dziadów noc
Wśród drzew i krzyży,
Ten wiatr jesieni.

Bo to mej wiosny ostatnie już
Kolory zmiata,
I gasi znojny i hojny skwar
Mojego lała
Ten wiatr jesieni.

Rozrzuca, szydząc wspomnień stos —
Pożółkłe liście,
Co zastąpiły żywy kwiat
I świeże kiście;

Prac nieskończonych, straconych sił
Wstrząsa pokosem;
Rozprasza ziarna, co nigdy już
Nie wzejdą kłosem.

I po nadziejach łka, które głaz
Tłoczy mogiły,
I po tych zorzach, co oczom mym
Nie zaświeciły...

***

Odwróciło się zwierciadło mej tęsknoty:
— Tyś to sprawił, wietrze jesieni! —
Odwróciło się zwierciadło mej tęsknoty:
Nie przed siebie patrzy —
poza siebie...

Już przyszłości nie łowi promieni,
Nie odbija chmur srebrnych na niebie,
Mknących naprzód wdał, jak ptaków stado, —
Opalową nadziei arkadą
Już się nie mieni...
Nie maluje, jak się kruszą zwały
Ścian kamiennych i w otchłań się toczą
Pod naporem silnych ramion, — moich może! —
Ani jak się posąg odlewa wspaniały
Czynu, — ani jak świetliste zorze
Palą się barwy ognistemi
Coraz szerszą nad światem roztoczą,
Zwiastując szczęście ziemi.

Pośród szarych wspomnień nieochoczo
Szukam kwiatów spłowiałej czerwieni,
Bo już w przeszłość oczy moje biegą,
I już po czemś tęsknią, nie — do czego!
Ty to sprawiasz, o wietrze jesieni!
Ty mi gędźbą zawodzisz okrutną
Pieśń odwrotu, pieśń odlotu...
.. ziębisz duszę,
Że, jak zwiędły liść od drzewa, — odpaść muszę,
Pójść od życia... pierzchnąć...
Jest mi smutno!

***

Smutno mi... Lecz żadne bunty ni rozpacze
W tego smutku nie lęgną się cieniu,
Bo po mojej wiośnie wiatr ten płacze,
Zmierzch mojemu, tylko wieści pokoleniu.

Pochód życia, równy morzu bezkresnemu,
Wiecznym rytmem postępuje dalej...
A ja żyłem nie sobie samemu!
Jam — przegubem jednej jego fali,
Co na grzbiecie iskrzy się i pieni,
Lecz choć spada, toczy ją na rzuty nowe...

Więc z pogardą podnoszę swą głowę
Na zwycięstwa twe, wietrze jesieni!
Nie przeraża mnie już pęd twój chyży,
Ni podmuchów twych syczące gady,
Chociaż wdarłeś się do duszy mej — jak w Dziady
Mar korowód pośród drzew i krzyży —
Wietrze zagłady!

(1909.)

Czytaj dalej: Z rad dla moich synów - Ignacy Baliński