Jak rozbitek, rzucony burzą w nurty sine
Wezbranej rzeki, widząc — pod naporem fali —
Jak pęka każda grobla, każdy mur się wali,
Jak woda wszystkie więzy obraca w ruinę,
A potem sama zbiera drzewo, piasek, glinę,
Tworząc nowe zapory, by jeszcze zuchwałej
Znieść je... i tak bez końca wciąż dalej i dalej...
Przerażony sam siebie pyta: gdzie ja płynę?
Tak samo i ja — człowiek, na życiową kolej
Wtrącony, kiedy widzę pełznącą powoli
W nieznaną dal ludzkości ciężką karjatydę,
Której sam cząstką jestem, jak od cierpień blada
Choć zrzuci jedno jarzmo, wnet drugie nakłada, —
Pytam: gdzie idzie ona? i z nią — gdzie ja idę?