(W kopalniach nerczyńskich).
...I pracowałam tak całemi dniami
W onych pieczarach — niepewna, czy żyję,
I bieg straciwszy czasu, który dla mnie
Stał się, jak owa śruba u młocarni,
Co wciąż się kręci, lecz się nie posuwa
Naprzód...
Jak kamień, tak dusza ma skrzepła
I bez pamięci była i bez żalu.
Myślałam jeno, kto w śmierci godzinie
Gromnicę świętą zapali nademną,
Jako ja niegdyś matce mojej drogiej?
Bo mąż i ojciec, ci nie przy gromnicach,
Ale przy gromach strzałów i przy błyskach
Czerwonych legli i wśród dymu kłębów...
* * *
Raz — a musiało to być w sercu zimy,
Choć dzień już dłużej majaczył u wejścia,—
Blask się przed wzrokiem uczynił na skale,
Ażem zdumiała olśniona i nagle
Ujrzałam — nie wiem, oczyma, czy duszą —
Najświętszą Pannę naszą Częstochowską.
Patrzała na mnie słodko, takusieńka
Z Dzieciątkiem Bożem, jak na tym obrazie,
Com zawiesiła na ścianie w świetlicy
Ponad kołyską mojego robaczka...
Żyjeż-on jeszcze? Pamięta-li matkę?
Uklękłam szybko: „Pod Twoją obronę”
Na głos zaczęły wymawiać me usta,
I błogość wielka przejęła mą duszę,
Jakiej nie znałam nigdy; bom pojęła,
Źe Matka Boska sama i z Synaczkiem
Zejść tu raczyła, tu do mnie nędzarki,
Przez świat i ludzi dawno zapomnianej,
By mi zaświecić Najświętszem obliczem,
Jako gromnica w godzinę konania.
Idę już, idę!... O, błogosławiony
Bądź, Boże Mocny, że kres ziemskiej doli
Już mi wyznaczasz...
O, cześć Ci i chwała,
Królowo Niebios i Ziemi, co pomnisz
O najmarniejszej swojej służebnicy.
Cześć Ci i dzięki... Ach, idę już, idę!
(1905.)