Sercem swem chciałbym ogrzać dzisiaj rymy,
Do czerwoności chciałbym je rozżarzyć,
Ażeby ciepłem tych wszystkich obdarzyć,
Którzy dziś cierpią od srogości zimy.
I tych, co w blasku zimnego księżyca
Śpią pod mostami tylu miast ogromnych —
I tych włóczęgów wieczyście bezdomnych,
Których na polu dopadła śnieżyca.
I tych chłopaków o nędznym wyglądzie,
Którzy na mrozie drepcą bez ustanku,
Przy tramwajowym czyhając przystanku,
Czy ktoś z bagażem ciężkim nie wysiądzie.
I te zmarznięte i obdarte dzieci,
Do szyb cukierni przyciśnięte twarzą,
Gdzie wśród karmelków gwiazdy lamp się żarzą
I gdzie na tortach djadem z lukru świeci.
Lecz na tej ziemi nędzy jest tak wiele,
Na którą głodny mróz jak psisko warczy,
Że jedno ciepłe serce nie wystarczy,
Choć je na cząstki najmniejsze rozdzielę.
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.