Lubię wieczorem znaleźć się w drukarni,
Gdy wszystkie kaszty pracują przy ścianach
A maszynkarze, muzykanci czarni,
Na swych stalowych klepią fortepianach.
Po klawiaturze biegają ich palce
W niepewnym lampy sufitowej blasku,
Lecz za ich scherza, etiudy i walce
Nikt im nie daje kwiatów ni oklasku.
Sens ich muzyki temu niedostępny,
Kto w dziennikarstwie swoich zębów nie zje.
Inną rytmikę ma artykuł wstępny,
Inną kronika a inną poezje.
Wędrują czcionki jednostajnym ruchem
A czasem zatną się w zgrzytliwym chrzęście —
I wtedy łowię swoim czułem uchem
Mord, samobójstwo lub inne nieszczęście.
Znam już tak dobrze mych pianistów dotyk,
Że zawsze poznam przy każdym z osobna,
Który z nich składa wiosenny erotyk,
A komu dana kronika żałobna.
Czasem tu szczęście jasną twarz ukaże,
To znowu śmierć się wychyla z ukrycia —
Na swych klawiszach grają maszynkarze
Wielką symfonię współczesnego życia.
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.