Idziemy polem bezkresnem
Bez celu, naprzód przed siebie
Pod zachód słońca złotego,
Które dogasa na niebie.
Ty nie odzywasz się do mnie
I ja w zadumie trwam niemej,
Bo po cóż słowa potrzebne,
Gdy wszystko o sobie wiemy.
Na łąkach śpiewa chór żabi
I pachnie tak mocno siano.
Srebrzystym sierpem księżyca
Ktoś skosił je dzisiaj rano.
A potem sierp ten zawiesił
Pod samym nieba błękitem,
Więc lśni nad polem bezkresnem,
Płynącem jak rzeka żytem.
Ach gdybyż można w tej chwili,
Gdy zmierzch nadchodzi wieczoru,
W cień się zamienić bez czucia
Bez kształtu i bez koloru.
Wsiąknąć w bezmiary przestrzeni,
W ciszy się cały rozpłynąć,
Zapomnieć o tym co boli
I tak jak chwila przeminąć.
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.