Przygód młodości mojej, — towarzysze!
Słuchajcie piosnek, dla was piosnki piszę.
Wy zrozumiecie, bo wasze uczucie
Winno być echem, tęsknej mojej nucie.
Wspólnie — przyjaźni wznosilim świątynię;
Grom w nią uderzył — gdy budowę zwalił,
Ozdobne ściany zagrzebał w ruinie,
Ale podstawę z granitu — ocalił.
Granit — przyjaźni naszej odtąd godłem,
Przyjaźń — rozkoszy nieprzebranem źródłem,
Chociaż daleka — zakwita nadzieją;
Jej zwierzyliśmy młode nasze chęci,
Nasze wspomnienia, błogi dar pamięci,
I serca, co się zdala rozumieją.
Bo na tej długiej i szerokiej ziemi,
Dziś rozpierzchnieni w różne okolice,
Rozwińmy myśli, wytężmy źrenice,
Szukajmy punktu w niebie i na ziemi,
Gdziebyśmy dawne złączyć mogli tchnienia,
I myśleć mogli, myślami dawnemi;
Gdziebyśmy wieku młode uniesienia,
I wyobraźni ognistej marzenia,
O świecie wielkim, o uczuciu tkliwem,
Świętej przyjaźni mogli spiąć ogniwem.
Niech dusza, duszę — myśl za myślą goni,
Gdy dłoń nie może ścisnąć bratniej dłoni.
Błogie, dziecinne, szybko zbiegły chwile,
Kiedy wesoły, pod piastunki okiem
Biegłem za fraszką, albo rączym skokiem,
W zawody z wiatrem, ścigałem motyle.
Płochy, jak motyl — z uśmiechem dziecięcia
Świat cały w drobne tuliłem objęcia,
A świat się do mnie uśmiechał radośnie;
Bom namiętności nie znał, ni uniesień,
Które tak lube w młodzieńczych lat wiośnie,
Często nam życia zatruwają jesień.
Luby wiek minął, jak senne marzenie,
Tylko mi słodkie zostawił wspomnienie.
Jako młodzieniec, — wyobraźni loty,
Z błoń ziemi, w przestrzeń skierowałem nieba,
Marzyłem wdzięki niebiańskiej istoty,
A serce puste, szukało zajęcia.
Błysnęły oczki lubego dziewczęcia
Blaskiem aniołów zstępujących z nieba;
W sercu osiadły — rozkosz i zgryzoty.
Chwilka słodyczy, — cierpień długie lata,
Gdzie serce biło, — pustka, odrętwienie;
Gdzie róże kwitły, — cierń gałązki splata;
Oto miłości przekwitłej, — wspomnienie,
Hymn wojny zabrzmiał, rozniecił bój krwawy;
Żądza wielkości, niebezpieczeństw, sławy,
Zawrzała w piersi, umysł wzniosła młody.
Wojna! dwa bratnie krzyknęły narody;
Wojna! i mściwem starły się ramieniem.
Lecz wśród wysileń i odwagi cudów
Bój się zakończył...
A sława, wielkość, zostały — złudzeniem.
Tak w lat niedługich przemiennej kolei,
Tyle już zwodnych widziałem nadziei;
Młodość i miłość, i sława przebrzmiała,
Tylko się przyjaźń wierną dochowała.
O! pielęgnujmy, niech ta iskra święta,
W łonie młodości poczęta,
Której, świat duszy — siedliskiem,
Będzie i myśli naszych, i uczuć ogniskiem.
Niech z ogrodów natury niebiańska roślina
W tajniki serca wszczepiona,
Błyśnie listkiem nadziei, kwiat szczęściu rozwinie,
Owoc w nieskończoności wykruszy dziedzinie,
Którego ani morze cierpień nie pokona,
Ani w rozkoszy spędzona godzina.
A gdy kres przyjdzie, w którym wszystko miłe
Zabierzem w zimną mogiłę,
Niech pozostały przyjaciel, poświęci
Jedno westchnienie, zgasłego pamięci;
Niech na grób, płatną usypany ręką,
Przyjdzie, — z kwiatkami, z piosenką,
Niezapominków wianek przyrzuci,
I o przyjaźni piosnkę zanuci.