Chciałeś odgadnąć miłość w twych uczuć iskierce,
Nie doszłeś czystej prawdy, boś nie spojrzał w serce,
Twe pióro, słabej strony poruszyć nieśmiało,
Jednym, dałeś za wiele, innym nazbyt mało;
Nie wspomniałeś o sobie — pozwól więc wykończyć,
I do twoich obrazów, ten jeszcze przyłączyć.
Znasz miłość, — czemuż z iskry, którą serce sieje,
Chcesz dostrzegać pożary wzniecone na skale,
Która silnie odtrąca, i burze i fale,
I z szturmów niepogody litośnie się śmieje.
Iskra, padła na ciało palne z przyrodzenia,
Wznieciła cichy płomień, — twa istność nim płonie;
Iskra woli się żarzyć na gorącem łonie,
Niżeli się wytrawiać na sercu z kamienia.
Był świadek, co igraszki wzbudzał i podzielał,
Lecz czasem w tajnik serca, okiem duszy strzelał,
I wydobył nieznacznie z uczuć twych zacieni,
Kilka nie dość strzeżonych miłośnych płomieni.
Widział, jak ciebie nieraz trawił ogień skryty,
Gdyś się zbliżał do serca drogiej ci kobiety;
Gdy wonną tobie różę, na nie długą chwilę,
Okoliły, na kwiatach znużone motyle,
Chcąc pierwiastek słodyczy, ciągnąć z jej kielicha;
Jakim okiem tryumfu poglądałeś zdala,
Przekonany, że ogień co różę zapala,
Do ciebie się jedynie z jej listków uśmiecha.
A zresztą, te pół słodkie, pół smętne spojrzenia,
Te jakby nie umyślnie dobyte westchnienia,
Ten powab, który tylko miłość rozlać, zdoła,
Urok — jakim zachwyca obecność anioła,
Rozkosz — która do serca kroplami się sączy,
Harmonia — co twe czucia z jej uczuciem łączy, —
To wszystko wierzyć każe, i nie nadaremnie,
Że kochasz, i że jesteś kochanym wzajemnie.