Z dziedziny kwiatów, które srebrzy rosa,
Z błoni rozkosznych, w otwarte niebiosa
Już wzlecić miałem — anielskich mamideł
Kosztować nektar — a przecież nieśmiałem
Opuścić ziemi, by młodym zapałem
Kierować w niebo loty moich skrzydeł.
O! kto zna serce, i serce bez winy,
I łzy i uśmiech anielskiej dziewczyny,
I uczuć czystych chce przestąpić szranki;
Przysięga miłość, którą usty kłamie,
Przyrzeka wiarę, którą zaraz łamie
U stóp, zwiedzionej urokiem kochanki,
Kto świętość uczuć stawia na igrzysko, —
Temu jest martwe to ziemi kolisko;
Temu są obce natchnienia zapału,
I obcą piękność; — piękność go niewzruszy,
Bo jej niewidzi w obrazach swej duszy,
Stworzonej tchnieniem z pianki ideału.
Do bram wieczności, od chwili powicia,
Wspomnienie, kwiatem ubiegłych scen życia
Kiedy w nas budzi nadziemskie marzenie.
Ja — po krainie rozkoszy błądziłem,
Ujrzałem niebo, lecz w niebie nie byłem,
Bo mnie do ziemi przybiło — wspomnienie.