Mandaryn pewien (cóż na to powiecie?
Pseu-grzmiang-tfu było mu miano)
Myślał lat wiele, o czym jednak przecie?
Tego mi nie powiadano.
Wreszcie napisać z nagła na myśl wpadnie
Księgę, tak w mądrość bogatą,
Że jej sam nie mógł zrozumieć dokładnie,
Chociaż wysilał się na to.
Więc przed cesarzem stanął i tak pocznie:
- Gwiazd ojcze! Księżyca kumie,
Wypada tobie zrozumieć niezwłocznie
To, czego nikt nie rozumie.
Stąd dzieło moje polecam waszmości,
Rzecz to jest diable zawiła. -
Monarcha z dawna cierpiał bezsenności,
Księga go z nich uleczyła.
- Jakiej nagrody, mędrcze, za to czekasz? -
Spyta go. - Żadnej - odpowie.
- Tyś nie jest mędrzec - lecz cudowny lekarz.
A tamten ważył w swej głowie:
- Przyjdzie recepty pisać? - co ja zrobię?
Nie umiem nic po łacinie...-
Wtem cesarz: - Mędrcze! nie myśl jednak sobie,
Że czyn twój w dziejach zaginie.
Iżem twój utwór dziwnie zagadkowy
Zgłębił od deski do deski,
Dziś na kończaty kapelusz twej głowy
Każę dać guzik niebieski.
Lecz, iżbyś pyszny przez względy takowe
Nie wzgardził sobie równemi,
Zrobić też każę, iż tę samą głowę
Ujrzysz u nóg twych na ziemi. -
Gdy więc u nóg mu głowę kat ochoczy
Położył - z nagła się stało,
Że w ściętej głowie właśnie były oczy,
Co miały widzieć rzecz całą.
Wraz do cesarza w tym wątpliwym celu
Pobiegł mandaryn najstarszy,
Była zaś taka, w słowach niezbyt wielu,
Treść dalszej woli monarszej:
- Mniemam - rzekł cesarz - że już należycie
Pycha w nim wszelka osłabła;
Zresztą wspaniale daruję mu życie -
Niech sobie idzie do diabła. -
Więc wstał i poszedł, nie czekając dalej,
Mandaryn mądry w swą drogę.
Ilu zaś było, co na to patrzali?
Tego ja wiedzieć nie mogę.
Mam przekonanie, że dla wielu osób
Pomysł ten zda się być nowy -
Lecz mnóstwo ludzi może żyć w ten sposób...
Ja pierwszy chodzę bez głowy.