Lata mijają a dzisiejsi ludzie,
Ich troski, żale, żywot w ciężkim trudzie,
Staną się kiedyś jakby ziarnko piasku
W morzu przeszłości, bez cienia, bez blasku.
A jeśli które światłem próchna rzuci,
Jeśli uśpione wspomnienie ocuci,
Wtenczas niektórzy podniosą z zapałem,
Powiększającym przycisną kryształem,
Nie pożałują mu złotéj oprawy
I dźwigną na słup swojéj własnéj sławy.
Może i ten, co dziś sam między swemi
Pełza w boleści po rodzinnéj ziemi,
Co w błagające, miłosne ramiona
Lód tylko chwytał i cisnął do łona,
I co z dnia na dzień przenosił nadzieję,
Że przecie kiedyś sercem je rozgrzeje,
Ten, co w pragnieniu nie tknął innéj czary,
Jak czarę kwasu, goryczy bez miary,
Może..... O! Może i on ziarnko piasku
Będzie wzniesiony..... by Wam dodać blasku...
Niechże głos jego, z téj na tamtą chwilę,
Przemówi do Was przy wklęsłéj mogile:
Mojéj szczérości brakło na rozwadze,
Wam obok fałszu na wszelkiéj odwadze,
Odwadze albo dzielne dać mi wsparcie,
Lub przejść do innych, ale przejść otwarcie...
Wy egoiści, tchórzami podszyci
Spoglądaliście jak się tłukłem w sieci...
By sobie w drogę nie rzucić i trzaski,
Coby żebrane mogła wstrzymać łaski;
Na moje serce względuście nie mieli
I słowa za mną stygły Wam w gardzieli.
Pocóż dziś mojéj kadzicie pamięci?
Cóż, co Wasz udział nagrodzi, poświęci?
Z małym wyjątkiem Wy jesteście niczem
Przed własnym sądem i świata obliczem.
A jeśli dla mnie, w przyszłych czasów nocy,
Mrugnie gdzie gwiazdka, mrugnie bez pomocy.
Czyste sumienie uniosłem ze sobą,
Ale i serce pokryte żałobą.