W Beżyjskim zamku żałoba,
Po krużgankach, po komnatach
Sunie zwolna gromnic blask,
A przodem małe pachole
Srebrnym dzwonkiem w nocnéj ciszy
Przerywany szerzy dźwięk;
Oléj święty niesie kapłan,
Czarnem skrzydłem wieje śmierć.
Jak marmur biały, jak marmur
Chłodny na śmiertelnem łożu
Leży Godfryd, książąt wnuk;
Przy łożu klęczy rodzina
I modlitwą rzewnie płacze,
I do Boga wznosi wzrok;
Daléj dworzan i rycerzy
W jeden wieniec łączy żal.
I nagle wszystko ucichło,
Oddech ustał w każdéj piersi,
Głos modlący zniknął z ust. —
Przed Bogiem dusza stanęła;
Ale ledwie smutna pewność
Ogarnęła całą myśl,
Połysk życia przebiegł zwłoki
I rumieniec oblał twarz.
Młodzieniec spojrzał dokoła,
I uśmiechem witającym
Do rodziców swoich rzekł:
„Usnąłem w ręku anioła,
„W białym puchu jego skrzydeł,
„Ocknąłem się w górze tam.
„Boże przyjmij moję duszę —
„Cicho wyszło z moich ust“.
„A na to oddech anioła
„Słowem boskiem mnie owionął,
„We mnie spłynął święty śpiew:
„Powracaj dziecie w świat trudów,
„Krzyż i berło, miecz i księga
„Godłem przyszłych twoich prac,
„A pamiętaj, posłannictwo
„Z jakich króle biorą rąk.
„Pamiętaj, że tu koronę
„Najświetniejszą z wszystkich koron
„W swoim skarbcu chowa Bóg;
„A do niéj wszystkie klejnoty
„Tam na ziemi zebrać musisz;
„Co tam zdziałasz, błyśnie tu,
„Każda chwila w wieczność rośnie
„Każda chwila wieczny skarb.
„Idź dziecię, zbieraj gorliwie
„Mleczne perły łez otartych,
„I szafiry prawych łask,
„Rubiny bratniéj miłości,
„I najdroższy władcom świata
„Diament z twardych zlany cnót,
„Jego nazwa przebaczenie,
„On klejnotów wszystkich król.
„I anioł skrzydłem powionął,
„I usnąłem w jego śpiewie,
„W białym puchu jego piór;
„I wracam w matki objęcie,
„Wracam w serce moich braci,
„Wracam w życia ciężki trud;
„I pamiętam, posłannictwo
„Z jakich króle biorą rąk.“
Pół wieku potém minęło,
Godfryd złożył w świętéj ziemi
Nieskażony miecz i krzyż;
I znowu wieki minęły,
A w pamięci Godfryd żyje,
Godfryd wiecznie będzie żył:
Ojciec, rycerz, prawodawca,
Jerozolimy król.