Miałem raz jedną szczęścia chwilę,
Chwilę rozkoszną, lecz zbyt krótką:
Patrzałaś na mnie dziwnie a mile.
Siedząc cichutko.
Ja byłem wtenczas tak wymowny!
Tyś mnie słuchała, pieszcząc pieska...
Na ustach uśmiech wykwitł czarowny,
A w oku łezka.
Mówiłem wiele w upojeniu,
Miłością brzmiało każde słówko,
A tyś tonęła w słodkim marzeniu
Z schyloną główką
Widziałem serca twego bicie,
Widziałem w wzroku wzruszeń tyle...
Ach jeszcze dzisiaj oddałbym życie
Za taką chwilę!
Wyznałem moją miłość całą,
Czekając, co mi powiesz sama;
Nie wiem, co wtenczas ze mną się działo...
Wtem weszła mama!
Ja się zmieszałem, tyś się zlękła
I odtrąciłaś rączką pieska,
Pierzchła odpowiedź i w locie pękła
Bańka niebieska.
Potem ubiegło czasu wiele,
Czekałem długo na odpowiedź,
Aż usłyszałem w jedną niedzielę
Twoją zapowiedź.