Pewnego dnia podróżując przez kraj, spotkałam drewnianego pajacyka imieniem Pinokio. Pozbawiony towarzystwa, wędrował drogą i gwizdał, zupełnie jak prawdziwy chłopiec. Zatrzymałam go i pozdrowiłam, a on również wesoło się ze mną przywitał. Powiedział, że wraca do domu, do swojego ojca i zapytał, czy mam ochotę wędrować razem z nim. Szybko i chętnie się na to zgodziłam, bo w towarzystwie zawsze przyjemniej mija droga.
Wędrowaliśmy tak przez dłuższy czas, ale Pinokio uparcie twierdził, że zna doskonale drogę do najbliższego miasta. Wierzyłam mu, ponieważ szedł raźno i pewnie, sprawiał zatem wrażenie, że najbliższa okolica nie jest mu obca. Ponadto wędrował do swojego ojca, zatem sądziłam, że musi pochodzić z tego miejsca i że mieszka on gdzieś blisko.
Pierwsze wątpliwości poczułam, gdy po raz drugi zobaczyłam taką samą, omszałą skałę, którą już mijaliśmy. Na początku sądziłam, że była po prostu podobna do poprzedniej, skały bowiem nie różnią się specjalnie między sobą. Nie powiedziałam nic zatem i dalej wędrowałam z pajacykiem. Jednak po pewnym czasie znów ujrzałam podejrzaną skałę obrośniętą mchem. Wtedy narastające we mnie podejrzenia zamieniły się w pewność. Spokojnie zapytałam Pinokia, czy zna drogę, którą idziemy. Pajacyk zdecydowanym głosem natychmiast odpowiedział, że “tak, szedł nią setki razy”. Wtedy wydarzyło się coś niesamowitego - jego nos trochę urósł. Zapytałam więc, czy trasa ta prowadzi do domu jego ojca, a Pinokio znów potwierdził. I ponownie jego nos zaczął rosnąć. Domyśliłam się, że dzieje się tak, kiedy lalka kłamie. Zatrzymałam się i oświadczyłam, że nie idę nigdzie dalej, dopóki pajacyk nie powie mi prawdy. Ten nie ustępował w swoich zapewnieniach. Jego nos osiągnął już wówczas naprawdę imponujące rozmiary. Zarzuciłam mu, że przez niego się zgubiliśmy i nie dotrzemy do miasta. Pinokio wówczas zaczął płakać i zaprzeczać, a jego nos nieustannie się wydłużał. Widok był naprawdę groteskowy.
Zaczęłam się zastanawiać, co z tym wszystkim zrobić. Musiałam dotrzeć do miasta, ale nie mogłam porzucić płaczącego Pinokia w środku lasu. Na drodze oprócz nas nie było żywej duszy, co mnie trochę martwiło. Zaczęłam uspokajać pajacyka i zastanawiać się, co dalej.
Mieliśmy szczęście. W pewnym momencie, kiedy Pinokio przestawał płakać, z pobliskiego drzewa zleciał dzięcioł. Słyszał naszą dyskusję i wyjaśnił mi, jak dojść do najbliższej miejscowości. Następnie też był tak uprzejmy, że swoim ostrym dziobem skrócił nos Pinokia tak, że miał on znowu zwykły rozmiar. Pajacyk bardzo się ucieszył i mu podziękował. Obiecał też, że przestanie płakać, ale jakoś mu nie wierzyłam.
Dzięcioł dobrze nam doradził. Kierując się jego wskazówkami, dotarliśmy przed zmrokiem do najbliższej miejscowości. Przenocowaliśmy tam, a następnego dnia każde z nas ruszyło dalej w swoją drogę. Pinokio bardzo wylewnie się ze mną wcześniej pożegnał.
Aktualizacja: 2024-09-19 15:11:48.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.