Głównym tematem zbioru opowiadań Brunona Schulza pt. „Sklepy cynamonowe” są wspomnienia z czasów dzieciństwa bohatera-narratora. Wzbogaca je perspektywa człowieka dorosłego, będącego wnikliwym obserwatorem kultury i dostrzegającego w otaczającym go świecie niecodzienne znaczenia. Stąd utwory zawarte w tomie „Sklepy cynamonowe” przynoszą pogłębione refleksje na temat szeroko pojmowanej kondycji istoty ludzkiej. Często nasuwają się one także jako wniosek w toku interpretacji.
Spis treści
Spoglądając całościowo na omawiane dzieło, można dojść do konkluzji, że prezentuje upadek moralny wielu ukazanych w nim postaci, będących wyrazistymi reprezentantami całego społeczeństwa. Schulz przedstawia jego stopniową degradację, niekiedy wspominając przy tym świetlaną przeszłość, którą znali jego przodkowie. Określenie „degradacja” w odniesieniu do twórczości autora „Sklepów cynamonowych” spopularyzował Artur Sandauer, umieszczając je w tytule znanego eseju poświęconego pisarzowi, zatytułowanego „Rzeczywistość zdegradowana” (A. Sandauer, „Rzeczywistość zdegradowana”, Przegląd Kulturalny 1956 nr 31, s. 6–7; 9).
Warto przy tym dodać, że operowanie opozycją między złą teraźniejszością a dobrą prehistorią jest fundamentem świata wielu utworów literackich wszystkich epok. Dzieła wykorzystujące podobną dychotomię powstawały już w starożytności. Wszystkie czasy mają bowiem właściwe dla siebie modele zachowań, które stopniowo się zmieniają wraz z kolejnymi pokoleniami. Każde zaś przeobrażenia społeczne można przy tym oceniać negatywnie lub pozytywnie. „Sklepy cynamonowe” w znacznym stopniu eksponują cienie unaocznionych w nich zmian. Jak wyjaśnia Edward Kasperski, „nie ulega wątpliwości, że Schulz pozostawał w swoich diagnozach dłużnikiem przełomu wieków, dłużnikiem romantyczno-modernistycznej utopii, która negowała teraźniejszość i przyszłość, idealizowała zaś przeszłość. […] Z drugiej strony, owa „wielka uniwersalna całość” osadzona w przeszłości i afirmowana przez pisarza była sama w sobie fikcją, mitem, który dotyczył wiary, nie zaś faktów” (E. Kasperski, „Mit maciczny. Bruno Schulz i Kresy”, Przegląd Humanistyczny 1993 nr 3, s. 83).
Niezwykle ważną rolę w omawianym tomie odgrywa Jakub, czyli ojciec bohatera-narratora. Jest on kupcem prowadzącym sklep z tkaninami przy rynku, znajdujący się na parterze w jego kamienicy. To mężczyzna ekscentryczny, popadający w liczne obsesje, a przez to ignorowany przez rodzinę i pracowników. Doświadczając fiksacji, wypowiada przygnębiające wnioski na temat człowieka, którego porównuje on do bezwolnego manekina. Problem degradacji czy szerzej ー dehumanizacji człowieka ー ojciec bohatera-narratora przedstawia w swoim monologu, który zostaje zawarty w trzyczęściowym „Traktacie o manekinach” (poprzedzonym opowiadaniem „Manekiny”). Osobliwa publiczność, jaką tworzą dwie młode i proste szwaczki, Polda i Paulina, nie rozumie jego swoistego monodramu. Tworzy to groteskowy kontrast między rozmachem intelektualnym wystąpienia Jakuba a ograniczonymi możliwościami percepcji wspomnianych dziewcząt. Opowieści ojca bohatera-narratora bez wątpienia przerażają. Dzieje się tak chociażby wtedy, gdy mówi on o materii nieustająco zmieniającej swoją formę i o martwych ludziach, istniejących wciąż np. w postaci domowych sprzętów. Opisana przez niego dehumanizacja nie ogranicza się jednak do zmiany sposobu egzystowania człowieka po śmierci. Jej najbardziej dobitnym wyrazem staje się sprowadzenie go do roli manekina.
Monolog Jakuba zwykle odczytywany jest jako filozoficzna rozprawa na temat materii i możliwości kreacyjnych człowieka, choć takie postawienie sprawy nie wyczerpuje zawartej w nim semantyki. W utworze pojawiają się nawiązania do Biblii, na co wskazuje już tytuł jednej z części opowiadań: „Traktat o manekinach albo Wtóra Księga Rodzaju”. Zawarta w nim formuła zapowiada postawę bohatera, który rywalizuje z Bogiem. „Wtóra Księga Rodzaju” jawi się jako druga „Genesis”. Tutaj występuje jednak w prześmiewczej formie. Zamiast Boga wyłania się z niej Jakub, przypisujący sobie Jego zdolności kreacyjne. Pretenduje on do roli demiurga, istoty boskiej, mającej moc tworzenia. Proces kreowania świata i człowieka zastępuje natomiast w jego wydaniu deklaracja powołania do życia istoty ludzkiej na wzór manekina. Jakub w przeciwieństwie do Boga nie posiada bowiem zdolności tworzenia w sposób doskonały.
Źródło postawy bohatera, której przejawem staje się opis jego zamierzeń, stanowią spostrzeżenia na temat otaczającego go świata. Według niego to, jak funkcjonuje nasz gatunek, jawi się jako parodia jego dawnych możliwości. Stąd zauważa on, że ludzie wegetują niczym manekiny. Łudząco przypominają oni istoty myślące, lecz są puści w środku, pozbawieni emocji i rozumu. Manekin nie ma możliwości samostanowienia i zastyga w pozie, którą nadano mu podczas jego produkcji. Jakub spostrzega, że w ludziach zaczyna zachodzić podobny proces. Z tego powodu brakuje im indywidualności, sprawczości i zdolności do krytycznego myślenia uwzględniającego przyszłość. Jak stwierdza ojciec bohatera-narratora, nie każdy, kto istnieje, naprawdę żyje. Materia jest bowiem zdolna również do podtrzymywania egzystencji w połowicznych postaciach, obejmujących wyłącznie realizowanie potrzeb fizjologicznych. Jakub wierzy, że nie będąc Bogiem, władny jest powoływać do życia tylko manekiny odpowiadające aktualnemu stanowi kondycji człowieka: „Nie zależy nam – mówił on – na tworach o długim oddechu, na istotach na daleką metę. Nasze kreatury nie będą bohaterami romansów w wielu tomach. Ich role będą krótkie, lapidarne, ich charaktery – bez dalszych planów. Często dla jednego gestu, dla jednego słowa podejmiemy się trudu powołania ich do życia na tę jedną chwilę. Przyznajemy otwarcie: nie będziemy kładli nacisku na trwałość ani solidność wykonania, twory nasze będą jak gdyby prowizoryczne, na jeden raz zrobione. Jeśli będą to ludzie, to damy im na przykład tylko jedną stronę twarzy, jedną rękę, jedną nogę, tę mianowicie, która im będzie w ich roli potrzebna. […] Po prostu porywa nas, zachwyca taniość, lichota, tandetność materiału. […] – Słowem – konkludował mój ojciec – chcemy stworzyć po raz wtóry człowieka, na obraz i podobieństwo manekina”.
Tandetny manekin to przedmiot łudząco przypominający człowieka. Symbolizuje istotę ludzką, która uległa procesowi urzeczowienia. Zdanie kończące przytoczony fragment monologu Jakuba stanowi prześmiewcze odwołanie do Księgi Rodzaju, w której mowa jest o tym, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Zamiast Najwyższego w formule tej pojawia się manekin, będący Jego antytezą. Człowiek w koncepcji Jakuba, którego we własnym mniemaniu jest on władny powołać do życia, jawi się więc jako istota o nikłych możliwościach w porównaniu z aktem stworzenia Boga.
Ojciec bohatera-narratora, prezentujący tego rodzaju poglądy i zamierzenia, jawi się jednocześnie jako ktoś stopniowo popadający w obłęd, toteż jego koncepcje należy przyjmować z przymrużeniem oka. Nie podbudowuje ich on bowiem rzetelną argumentacją, a nade wszystko to, o czym mówi, stanowi wyłącznie opis jego planów, które nie zostają wdrożone w życie. Potencjał Jakuba jako kreatora wydaje się zresztą znikomy. Wystarczy jeden gest Adeli, będącej przecież jego podwładną, a mężczyzna zupełnie traci swadę i wszystkie deklarowane przez niego zamierzenia pełzną na niczym. Niezależnie od tego rozważania bohatera przynoszą interesujący komentarz na temat upadku tradycyjnych wartości. Za sprawą wpisanych w nie fantasmagorii tworzą pełną artyzmu i niebanalnych skojarzeń wizję stanu kultury.
Choć ojciec bohatera-narratora, starzejąc się, stopniowo traci zdolności intelektualne i popada w paranoję, jest przedstawiony w bardziej pozytywnym świetle niż większość innych postaci „Sklepów cynamonowych”. Jawi się jako ekscentryk posiadający własne, niezwykle wyraziste poglądy. W przeciwieństwie do niego niektóre postaci poddane są ewidentnej depersonalizacji. Bohater-narrator wspomina np. o ciotce Agacie „o mięsie okrągłym i białym” czy o kuzynce Łucji „o mięsie białym i delikatnym”. Tego rodzaju reifikacja pośrednio gloryfikuje Jakuba za sprawą ukazywania go w zupełnie innej perspektywie, eksponującej jego człowieczeństwo i inicjatywy.
W porównaniu z ojcem bohatera-narratora większość mężczyzn przedstawionych w analizowanym utworze jest całkowicie pozbawiona możliwości samostanowienia, co w pewnym stopniu upodabnia ich do manekinów. Doskonałymi przykładami są tutaj wujowie Marek i Karol. Pierwszy z nich w pełni podporządkowany jest swojej żonie, Agacie, która nim pogardza. Bezwolnie przyjmuje on to, co przynosi los. Postawę bohatera uzewnętrznia także jego fizyczność, za sprawą przygarbienia eksponująca niepewność. Z kolei wuj Karol nie potrafi opanować swojego popędu płciowego i oddaje się licznym nadużyciom. To prawda, że przedsięwzięcia Jakuba udaremnia Adela. Trudno więc postrzegać go jako samostanowiącą postać w pełnym znaczeniu tego słowa. Ale w zestawieniu z innymi męskimi bohaterami Jakub wykazuje się znaczącą aktywnością. Odmienną kwestią pozostaje już to, że nie trafia ona na podatny grunt. Kobiety w „Sklepach cynamonowych” natomiast są sprowadzone głównie do swojej fizyczności, a ściślej rzecz biorąc, do zmysłowości i płodności, jak ma to miejsce w przypadku Adeli, ciotki Agaty czy upośledzonej Tłui. Niewykorzystywanie własnego potencjału również zbliża ich do manekinów. Narrator ukazuje więc degradację zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Pozbawieni są oni swojego wysokiego powołania, które mogłoby stanowić dla nich chociażby dbanie o dobrostan rodziny.
Interpretując zjawisko degradacji człowieka w „Traktacie o manekinach”, należy zwrócić też uwagę na występujący w nim kontekst sytuacyjny. Akcentuje to Michał Paweł Markowski w swojej obszernej interpretacji omawianego dzieła (M. P. Markowski, „Polska literatura nowoczesna. Leśmian, Schulz, Witkacy”, Kraków 2007). Badacz prezentuje zawarte w nim dwuznaczności. Niewątpliwie stanowi ono filozoficzną rozprawę na temat materii. Ale jednocześnie jest pośrednio wyartykułowaną próbą uwiedzenia panien. Świadczy o tym np. dotykanie przez bohatera ich ciał pod pretekstem studiów nad materią czy wykorzystywanie słownictwa nacechowanego erotycznie. Wyraźnie widoczne jest ono chociażby w poniższym przykładzie: „Materii dana jest nieskończona płodność, niewyczerpana moc życiowa i zarazem uwodna siła pokusy, która nas nęci do formowania. W głębi materii kształtują się niewyraźne uśmiechy, zawiązują się napięcia, zgęszczają się próby kształtów. Cała materia faluje od nieskończonych możliwości, które przez nią przechodzą mdłymi dreszczami. Czekając na ożywcze tchnienie ducha, przelewa się ona w sobie bez końca, kusi tysiącem słodkich okrąglizn i miękkości, które z siebie w ślepych rojeniach wymajacza. Pozbawiona własnej inicjatywy, lubieżnie podatna, po kobiecemu plastyczna, uległa wobec wszystkich impulsów – stanowi ona teren wyjęty spod prawa, otwarty dla wszelkiego rodzaju szarlatanerii i dyletantyzmów, domenę wszelkich nadużyć i wątpliwych manipulacji demiurgicznych. Materia jest najbierniejszą i najbezbronniejszą istotą w kosmosie”.
Zarysowana perspektywa dopełnia przedstawioną w dziele koncepcję stworzenia. Stąd „Traktat o manekinach” można interpretować zarówno jako rozprawę na temat materii, jak i jako wypowiedź z licznymi podtekstami seksualnymi. Oba odczytania się nie wykluczają, a wprost przeciwnie: wzajemnie się uzupełniają. Równocześnie obecna w utworze dwuznaczność uwypukla przedstawioną w nim degradację człowieka – w tym przypadku uosabianą przez Jakuba. Bohater, sytuując się w roli filozofa, zarazem przecież bezceremonialnie dobiera się do nieświadomych tego szwaczek, co zdaje się zaprzeczać głoszonym przez niego ideom. To zaś sprawia, że krytycznie oceniając kondycję ludzkości, sam staje się jej niedoskonałym przedstawicielem.
Poza refleksjami Jakuba, zawartymi w „Traktacie o manekinach”, istotną rolę w opisie degradacji człowieka w „Sklepach cynamonowych” odgrywa także wizja miasta przedstawionego w „Ulicy Krokodyli”. Utwór ten dotyczy pokrewnych zagadnień, ukazując je z odmiennej perspektywy. Według większości badaczy ukazuje on Drohobycz, rodzinną miejscowość Schulza, choć jej nazwa nie pojawia się tam ani razu. Bez wątpienia spostrzeżenia interpretatorów są trafne, gdyż „Ulica Krokodyli” zawiera wiele opisów miejsc przypominających miasto autora „Sklepów cynamonowych”. Nie należy jednak traktować tego utworu jako dokumentu epoki. Prezentuje on bowiem fantasmagoryczną wizję rodzinnych stron artysty, aczkolwiek silnie zakorzenioną w sztafażu realizmu. Jak zauważa Jerzy Jarzębski, „Schulz opisuje nie tyle prawdziwą dzielnicę swego miasta, co wtargnięcie w jego obręb nowych idei i nowej obyczajowości, ów modernistyczny kryzys, jaki przechodzi kultura tradycyjna” (J. Jarzębski, „Prowincja centrum. Przypisy do Schulza”, Kraków 2005, s. 106).
Drohobycz znajduje się obecnie na Ukrainie. Położony jest w odległości ok. 80 km od Lwowa. W czasach dorosłości Schulza, przypadającej na okres II RP, przynależał natomiast do Polski, a wcześniej zlokalizowany był w naszym kraju na terenie zaboru austriackiego. Gdy pod koniec XIX wieku pisarz przyszedł na świat, Drohobycz stanowił niewielkie miasteczko, jakich na Kresach znajdowało się bardzo dużo. Doświadczył jednak szybkiej metamorfozy dzięki odkryciu bogatych złóż ropy naftowej w pobliskim Borysławiu. W rezultacie tego wydarzenia Drohobycz bardzo się zmienił i z małego miasteczka w ciągu paru dekad stał się niedużym miastem, liczącym parędziesiąt tysięcy obywateli. Dzięki rozwojowi lokalnego przemysłu bardzo wzrosła zamożność ludności, a okolice ulegały nieustannej rozbudowie.
Szybka metamorfoza miasta przyniosła jednocześnie wiele negatywnych zjawisk. Najbardziej uwidoczniły się one na tytułowej ul. Krokodyli, której pierwowzór w Drohobyczu stanowiła biegnąca w centrum ulica Stryjska. W czasie akcji opowiadania, tj. na początku XX wieku, powstawały wokół niej liczne przybytki handlowe, zakładane przez osiedlających się w mieście ludzi. Na wystawach znajdujących się tam sklepów można było zobaczyć chociażby tandetne manekiny, podobne do tych opisywanych przez Jakuba, symbolizujące nową epokę. Krokodyl umieszczony w nazwie ulicy to drapieżne zwierzę, będące znakiem ekspansywnych praktyk handlowych, charakterystycznych dla tej dzielnicy. Miejsce to pełne było oczekujących na klientów prostytutek i kobiet o wulgarnych zachowaniach. Jak pokazuje opowiadanie Schulza, za sprawą anonimowości i powierzchowności kontaktów międzyludzkich na ul. Krokodyli nie można było nawiązać z nikim autentycznego porozumienia. Miejscowi konserwatyści kojarzyli ją z oddawaniem się konsumpcji w amerykańskim stylu i ze źle pojmowaną nowoczesnością. Stąd rdzenni mieszkańcy unikali ul. Krokodyli. Aktywni na niej przedsiębiorcy sprzedawali w zaniedbanych magazynach marnej jakości towary, pochodzące z masowej produkcji. Niskie ceny sprawiały, że nie narzekali na brak klientów, choć obsługa w ich sklepach pozostawiała wiele do życzenia. Wszystko to prowadziło do upadku lokalne, rodzinne sklepy. Kupcy z tradycjami, których w analizowanym tomie reprezentuje Jakub, właściciel magazynu z tkaninami, nie byli w stanie z nimi konkurować. Stąd stopniowo bankrutowali.
W mieście pojawiła się także ludność napływowa. Wśród niej znalazło się sporo podejrzanych osób, którym obce było poczucie moralności i konserwatywne zasady, wyznawane przez lokalną społeczność. Całkowicie je odrzucając, zainicjowali proces stopniowej degradacji wypracowanej przez nią kultury. Wraz z przeobrażeniem się przestrzeni zmieniła się również architektura miasteczka. Obok solidnie zbudowanych kamienic i domów, zajmowanych przez rdzennych obywateli, zaczęły pojawiać się naprędce stawiane słabej jakości budynki z mieszkaniami dla nowych w mieście osób. W przekonaniu bohatera-narratora metamorfoza jego rodzinnych stron stanowi przejaw upadku uosabianych z nią wartości. Choć do zmian doprowadziła ludność napływowa, to odciskają one piętno na funkcjonowaniu osób, które żyją tam od lat. Atmosfera bylejakości i upadku obyczajów, typowa dla przełomu wieków, kusi ich bowiem swoim urokiem. Mimo że bohater-narrator jest krytycznie nastawiony wobec metamorfozy swojego miasta, sam pozostaje pod jej wrażeniem. W myśl przysłowia „kto z kim przestaje, takim się staje” jego wartości także ulegają stopniowej degradacji. Na szczęście bohater jest tego świadomy.
Jak widać na powyższych przykładach, w „Sklepach cynamonowych” pojawia się charakterystyczne dla twórczości awangardowej przekonanie o nadchodzącym upadku cywilizacji. Owa degrengolada skutkuje poczuciem utraty znaczenia wszelkich wartości. Wnioski płynące z zamieszczonych w tomie utworów nie napawają optymizmem w ocenie zmian społeczno-gospodarczych z przełomu XIX i XX wieku. Ale warto przy tym podkreślić, że choć od publikacji opowiadań Schulza minęło ponad dziewięćdziesiąt lat, to świat i ludzkość wciąż istnieją. W każdych czasach można mieć zastrzeżenia do społeczeństwa jako całości. Zawsze należy jednak pokładać nadzieję w jednostkach hołdujących wzniosłym wartościom, które często realnie zmieniają świat.
Aktualizacja: 2025-09-02 15:25:11.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.