Nim świt na wschodzie róże swe rozścieli,
Ja oto nagle zniknę wam z przed oczu
Gdzieś w gwiazd dalekich srebrzystym przezroczu,
Przepadnę w złotej miesięcznej topieli.
Przepadnę, zniknę — mgłą się stanę zwiewną,
Co się po grzbietach wód uśpionych słania,
Stanę się echem, pieśnią pożegnania,
Melodią ciszy, borów skargą rzewną.
Przepadnę, zniknę w szafirów otchłani,
Po rosie pomknie w dal mój płacz sierocy,
W złote obłędy księżycowej nocy…
I podążycie, w pieśń mą zasłuchani,
Coraz to dalej mgielnymi szlakami,
Stając się pieśnią — echem — i cieniami.