Zróżowiło się niebo zorzą, jak dziewczyna,
Która mknie w upragnione kochanka uściski
I ma w odbiciu źrenic złoto-krwawe błyski,
Bo dziś dopiero rozkosz odczuwać zaczyna.
Zróżowiło się niebo — wieczoru godzina
Na senne padła stawy i na bór pobliski,
I rozgrały się gędźbą sosny-obeliski,
Oddźwięknęły im echem smreki i jedlina.
Coraz bardziej się wokrąg rozrastały szumy,
Jakieś gwary szły dziwne przez tajne ostępy,
Przez polany, gdzie jaskrów i ostróżek kępy
Obsiadły małych elfów chichoczące tłumy
I duch ciemnego boru, starzec siwobrody,
Wyszedł z dzikich uroczysk zaczerpnąć swobody.