Pójdę na ciemne bory i na ciche stawy
Nieznaną, dziwną drogą o wieczornej porze,
Gdy cały świat utonie w sennym rozhoworze
I na niebo księżyca wzejdzie sierp złotawy.
Będę się cicho, zwinnie przemykał przez zboże,
Prześlizgnę się przez gęste zarośla i trawy,
Niesiony chórem świerszczów w jakieś złote jawy,
W jakąś baśń, rozpłynioną w tym modrym wieczorze.
Niepostrzeżenie, cicho z domu się wykradnę
I pójdę hen przed siebie w przestwór modro-siny.
Gdzieś między tataraki i nadbrzeżne trzciny —
I znękany na ziemię zroszoną upadnę
I drżący będę czekał tajemniczej chwili,
Aż z poza trzcin się ku mnie czyjaś twarz wychyli.