Gdybym mógł, moja droga, biedne moje pióro
Zmienić w pędzel Calama, przesłałbym Ci — Tatry!
A tak, tylko Sonety — z skał na cztery wiatry
Jak garść liści z lecącą posyłam Ci chmurą!...
O! nieraz ze łzą w oku, gdy wśród tych ogromów
Myślę, jak twój ołówek zakreśla kontury,
Żal mi, ze znasz przeczuciem tylko nasze góry,
Żeś nie ze mną, wśród Boga myśli, tych odłomów…
(Tu o mnie wspomniej kiedyś... w ranek chmurny, mglisty)
Tu prawdę nam jedynie Głowacki skopiował,
I pędzel jego, Tatry tęgo slabizował,
Choć nie czytał. Jak przyszły kiedyś mistrz ojczysty —
Z głazów, którymi walą u nas w piersi artysty,
Wstanie kościół piękności — wielki — jasny — czysty...