Ballada

Był jeden z dworzan króla Mitrydata
Co króla uczył — nie truć się z trucizny —
Któremu pomsta Kwiryckiego świata
Była najmilszym balsamem na blizny —
Co dnia gdy słońce wstawało czerwone
Do słońca pił on jady tajemnicze,
Z wężowych wścieklizn, snute, zaprawione,
Przez krew dymiącą i perły dziewicze!..
I raz czarodziéj przyszedł strasznéj próby,
Chcąc siły wrogów spróbować tajemnie,
Ze wszystkich trucizn dał mu napój zguby,
Co serce męża żrą — jak rdza nikczemnie!
O! ja zaręczam! — wyrzekł król ponury
Że ten ją strawi — jak my wrogów strawim —
I pierwéj padną przepaściami góry,
Nim jego trupa na nicość zostawim —
I on czarodziéj zlał wraz do pucharu
Wszystkie, zatrutych, wściekłe piany jadów,
Jad węży, pianę wścieklizny, nektaru
Kroplę, pająka oczy, trzewia gadów —
I żółć człowieka — ha! zlał tam boleści
Matki zdradzonéj — i młodość sieroty,
Niewdzięczność, zdradę, i utratę cześci
Zawód przyjaźni — i zbrodni zgryzoty,
I zlał tam potwarz z obłudą spienioną,
Zawiść, i zemstę, co miała lwie blizny,
Kłamstwo — krew zdrajców, szlachetność splamioną
Ha! nawet, nawet — przeżycie ojczyzny!...
Wtedy dworzanin wziął puhar kipiący
Pian strutym dymem — i podniósł do słońca
Na zgubę Romy spełniam! zgrzytający
Szczeknął jak tygrys — i wypił do końca! —
Spełnił — i zaśmiał się śmiechem szalonym
Co rozdarł wargi od ucha do ucha —
Stojąc przed mistrzem bardzo zadziwionym
Z przekleństwem ludów ciężkiego łańcucha!...
Żyję!... zawołał — wielki Pontu, królu!
Zemsta im zemsta! a tobie bądź chwała,
A ją niech toczą wszystkie jady bólu
Lecz — tak, by skonać niemogąc — konała!
Wtedy wziął puhar mistrz strasznéj nauki
I jedną kroplę wpuścił — taką czarną,
Jak wszystkie noce, chmury, furye, kruki,
Co padła — jako gorzkie śmierci ziarno!
I rzekł: Ten jeźli spełnisz i przeżyjesz,
Toś jak Bogowie sami nieśmiertelny,
Lecz jeźli padniesz — gdy ten jad wypijesz,
Biada ci królu — zginął — z dzielnych dzielny!..
Porwał w swe dzikie pięści napój czarny
A tym napojem była podłość braci —
Połknął, zatoczył wzrok błędny — ofiarny,
Jak wąż się zwinął i już ducha traci!
Ciska się, ryczy — wyje jak pies wściekły —
Wszystkie trucizny wyssałem ustami,
Ta jedna — struła mój żywot zapiekły,
Żem chwilę — wzgardzić musiał rodakami!..
Skonał z boleścią na śmiejącéj twarzy,
A król Mitrydat rozdarł szatę swoją,
Twarz w płaszcz zarzucił — od Bogów ołtarzy
Grom zagrzmiał — nieba w płomienie się stroją.

(Pisane w Tatrach 1860.)

Czytaj dalej: Morskie Oko - Władysław Tarnowski