Człowiek na świat przychodzi nagi i bezbronny?
Z głową, równą rozumem kapuścianej głowie;
Wątłe są jego siły, kruche jak szkło zdrowie,
I tylko do łakomstwa i gniewu jest skłonny
Z niemowlęcej poczwarki wylęga się chłopie,
Istota niedojrzała, jak zielone jabłko;
Książkę, źródło mądrości, przeklina i kopie,
I radby, żeby życie było „ciuciubabką”.
Ziarno staje się kłosem, a chłopię młodzieńcem;
Lecz cóż to jest młodzieniec? Rozhukana fala.
Chce panować, a sam jest namiętności jeńcem,
Chce gwiazd dostać, a skrzydła przy świecy opala.
Jako odlew stwardniały z wrzącego metalu,
Tak z młodzieńca mężczyznę urabiają lata,
Ten, chociaż ideały porzucił bez żalu,
Zbija nos za pieniędzmi i poklaskiem świata.
Dopiero doświadczenie, jak dłoń arcymistrza,
Doskonali człowieka długim cierpień ciągiem;
Sąd jego coraz zdrowszy, dusza coraz czystsza,
I harmonijnym wreszcie staje się posągiem;
Jak orzeł, widzi kresy i ziemi i nieba,
Myśl ma jasną, cierpieniom czoło stawia dumne,
Zbadał zagadkę bytu, i wie jak żyć trzeba.
................
Szkoda tylko, że wówczas kłaść się musi w trumnę!