O! nie odchodź ode mnie, ty, coś stała zawsze
Na straży moich marzeń, jako gwiazda złota!
Patrz! dnie coraz chmurniejsze, niebo coraz łzawsze,
I coraz więcej cierni na różach żywota...
Ja, śladem twoim idąc, byłem od kolebki,
Jako dziecię, co szaty matczynej się trzyma;
O, nie odchodź! bo duch mój tylko wtenczas krzepki,
Kiedy ty mu przyświecasz złotymi oczyma.
Mnie potrzeba twych skrzydeł szelestu cichego
I twej pieśni, co ptakiem ku gwiazdom pomyka;
Gdy odbiegniesz, sny rajskie ode mnie odbiegną,
Gdy zamilkniesz, zamilknie mej duszy muzyka.
Zgadłem, że chociaż welon nie skrywa cię mniszy,
Jednak z gwarem powszednim pieśń twoja w rozterce;
Lecz zostań! czyż wśród świata nie znajdziemy w ciszy,
W której milczą instynkty, a przemawia serce?
Jam przywykł na świat patrzeć oczyma twoimi —
Gdy odejdziesz, któż będzie mówił mi o niebie?
Gdy odejdziesz, któż będzie mówił mi o ziemi?
Zostań! ja żyję tylko w tobie i dla ciebie!
Tyś jest krwią mego serca, światłem moich oczu,
Bez ciebie świat się cały powleka żałobą,
Bez ciebie gwiazdy gasną w blękitnym przezroczu...
O! nie odchodź ode mnie, — lub mnie weź ze sobą!